Dariusz Basiński opowiadał o tym, co dał mu powrót do Kościoła.
Lider popularnego kabaretu w seminarium? Dlaczego nie! – Jak pani właśnie widzi, klerycy otwierają drzwi każdemu – żartował ks. prof. Krzysztof Gryz, nowy rektor krakowskiego WSD. To właśnie klerycy wspólnie ze studentami dziennikarstwa UPJP2 zorganizowali w poniedziałek kolejne spotkanie z cyklu „Ich areopag wiary”. Ich, czyli ludzi, którzy – jak powiedział ks. Gryz – „żyją codziennością świata, ale równocześnie są otwarci na wymiar nadprzyrodzony”. To ważne dla przyszłych księży. Ale na spotkania może przychodzić każdy, bo „seminarium nie jest zamkniętą twierdzą, może prowadzić ciekawy, żywy dialog” – dodaje ks. rektor.
A co z tymi, którzy są zamknięci na takie spotkania? Zadał je gość areopagu Dariusz Basiński. – Co z tymi, którzy nie przyjdą do Kościoła, bo mają swoją gazetę, swoją telewizję, gdzie o Chrystusie czytają 99 proc. bzdur? – zapytał retorycznie, odnosząc się do pytania, czego oczekuje od księży. Właśnie tego, aby wychodzili do takich ludzi. Ale przede wszystkim autentyczności. Doświadczył jej już dużo. M.in. w rozmowach ze spowiednikiem, który poświęcał mu czas i uczył pokory, dzięki czemu Dariusz po latach powrócił do Kościoła. Wcześniej, jak wyznał, był obrażony nie tyle na Boga, co na Kościół i właśnie księży. Na Boga nie mógł się obrazić, bo od dziecka traktował Go jak Kogoś, kto go obserwuje, patrzy i czeka, aż się potknie. Dzisiaj chwali Boga choćby za to, że zabrał od niego w jednym momencie zniewolenie pornografią, depresją, myślami samobójczymi.
Mówi też z przekonaniem, że najważniejsza jest Boża miłość. – Nie potrafimy kochać o własnych siłach, nie jesteśmy kryształowi – mówił lider „Mumio”. Sam też nie uważa się za dobrego męża i ojca, ale prosi: – Nie dajcie się wkręcić w to, że macie być idealni!.
Mówił o tym w kontekście osób, które swoją wiarę oparły na autorytecie jakiegoś człowieka, a potem się na nim zawiodły. – Jednym, na którym nie da się zawieść, jest Chrystus – zapewniał D. Basiński.
Ale nie zawsze wiara i takie słowa przychodziły mu z łatwością. Swoją słabość odczuł na przykład w kolejce do apteki w środku nocy, gdy miał wykupić komuś biednemu receptę. Był na niego wściekły. Odczuł wówczas, że są pewne granice, do których możemy kogoś kochać. Tymczasem Chrystus rozwala te granice. A my możemy kochać tylko dzięki Duchowi Świętemu. To niejedyne odkrycie Dariusza. – Powoli czuję się kochany za darmo. Przekonuję się, że niebo jest możliwe tutaj, na ziemi, że chrześcijaństwo jest wydarzeniem – mówił.
Jak przeżywa Adwent? Od dzisiaj z żoną i dziećmi będzie wstawał w środku nocy na modlitewne czuwanie. Codziennie modlą się też jutrznią. Na stole stoi krzyż, a oni rozmawiają o wierze. Ostatnio zapytał dzieci, co jest dla nich najważniejsze w święta Bożego Narodzenia – mikołajkowo-choinkowy szał czy bycie razem? Dzieci (a ma ich czworo) wybrały tę drugą odpowiedź.