Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

W służbie bożka seksu

O genderowej rewolucji i związanych z nią zagrożeniach dla człowieka, społeczeństwa i Kościoła, z ks. dr. hab. Dariuszem Oką, kierownikiem Katedry Filozofii Poznania Wydziału Filozoficznego Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie, rozmawia ks. Ireneusz Okarmus.

Ks. Ireneusz Okarmus: Kilka dni temu kard. Stanisław Dziwisz powiedział publicznie, że popiera Księdza w tym, co Ksiądz pisze i mówi na temat ideologii gender. Podobnego zdania są także inni biskupi polscy.

Ks. Dariusz Oko: Na spotkaniu opłatkowym lekarzy 12 stycznia kard. Dziwisz publicznie i zdecydowanie poparł oraz pochwalił moją działalność medialną w walce z gender. Sam też zdecydowanie skrytykował tę ideologię jako olbrzymie zagrożenie dla dzieci. Wspomniał, że zalecił siostrom zakonnym oddanie pieniędzy unijnych, skoro warunkiem ich otrzymania jest wprowadzanie programu gender do przedszkola, które prowadzą. Publicznie poparli mnie też bp Jan Szkodoń przed moim wykładem dla Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej czy bp Wiesław Mering przed wykładem w Bydgoszczy. W ostatnim czasie na wykłady w swoich diecezjach zaprosili mnie m.in. arcybiskupi Józef Michalik, Wacław Depo i Marek Jędraszewski. Z kolei osoby i media, które krytykują ojca świętego oraz Episkopat i odnoszą się do nich z pogardą, napadają na mnie za to, że bronię ich nauczania. Jednak ludzie wierzący dobrze wiedzą, o co tu chodzi i kto ma rację.

Zwolennicy i propagatorzy gender uważają, że jest to nauka. Tymczasem w wielu wypowiedziach neguje Ksiądz „naukowość” gender i nazywa ją po prostu ideologią. Jak najprościej można wyjaśnić, na czym polega różnica pomiędzy ideologią a nauką?

Pomiędzy nauką a ideologią różnica jest zasadnicza. Nauka poszukuje prawdy. Ideologia prawdy nie poszukuje, lecz służy do wprowadzenia w życie interesów jakiejś grupy. Gender jest nauką w niewielkim zakresie, czyli tam, gdzie chodzi o badania ról płciowych w różnych epokach i kulturach. W tym przypadku jest to nauka z pogranicza socjologii, historii i kulturoznawstwa. W zdecydowanej większości gender jest ideologią ateistyczną, która ma być narzędziem pomocnym do przeprowadzenia rewolucji obyczajowej.

I rzeczywiście stanowi ona aż tak poważne zagrożenie?

Tak, gdyż ideologia gender jest wymierzona przeciwko człowiekowi, rodzinie, Kościołowi i całemu porządkowi społecznemu. W istocie chodzi o gigantyczną rewolucję, która ma zupełnie przemienić wszystkie społeczeństwa globu ziemskiego.

Ale w gender nie wszystko chyba jest złe. Gdzie jest więc granica pomiędzy tym, co jest pozytywne, a tym, czego – jako chrześcijanie – nie możemy zaakceptować? I na czym miałaby polegać ta niebezpieczna rewolucja, która podobno sięga nawet do przedszkoli?

Gender ma coś pozytywnego, czym ludzie mają być przyciągnięci. Takim magnesem ma być propagowanie równouprawnienia kobiet. Trudno temu się sprzeciwiać. Wszyscy zgadzają się z tym, że każdego człowieka trzeba szanować. W gender pozytywne są również studia nad rozumieniem roli płci w kontekście kultury. To prawda, że inaczej rozumie się rolę kobiety i mężczyzny w hinduizmie, a inaczej w islamie czy chrześcijaństwie i różnie się tę rolę rozumiało w poszczególnych epokach i kulturach. To można studiować, ale trudno robić z tego centralną teorię objaśniającą wszystko. Jednak to jest tylko oficjalna wersja. Pod nią jest ukryty genderowy program globalnej rewolucji seksualnej. Chodzi o to, aby poprzez przemianę rozumienia płciowości i seksualności człowieka dokonać zmiany w rozumieniu rodziny i społeczeństwa. Według zwolenników ideologii gender, rozumienie płci zależy od kultury – płeć kulturowa i biologiczna nie mają żadnego związku. To jest teoria, która jest także racjonalizacją życia lesbijek i gejów. Integralną częścią ideologii gender jest homoideologia. Skutki tego wszystkiego są straszne. Efektem wprowadzenia gender do przedszkoli jest totalny chaos wśród dzieci – np. wtedy, gdy każe się chłopcom wkładać sukienki, by wypróbowali, czy chcą być w przyszłości kobietami albo homoseksualistami. Ideologia gender jest tworzona przez ateistów, którzy – nie wierząc w Boga – potrzebują innych bożków. Dla nich jest nim często seks i ten styl życia chcą narzucić młodzieży.

To brzmi jak poważne oskarżenie. Strona przeciwna może powiedzieć, że to kłamstwa. Gdzie można znaleźć twarde dowody na potwierdzenie tej tezy?

Dowody znajdziemy chociażby w programie edukacji seksualnej, według którego mają być wychowywane wszystkie dzieci w Europie. Ten program jest popierany przez Światową Organizację Zdrowia. Jego autorzy stawiają sobie za cel m.in. nauczenie dzieci masturbacji już we wczesnym dzieciństwie. Uwaga, tego mają nauczyć dzieci ich rodzice! Według wspomnianego programu, w każdej kategorii wiekowej, począ- wszy już od 4. roku życia, dzieci mają nabywać doświadczenia w dziedzinie seksualnej. Czyż nie można powiedzieć, że jest to program maniaków seksualnych? Gabriele Kuby w książce „Globalna rewolucja seksualna” pisze o broszurce wydanej przez niemieckie Ministerstwo Wychowania i Oświaty, w której rodzice byli zachęcani do pobudzania stref erogennych swoich dzieci w czasie kąpieli, czyli właściwie do pedofilii kazirodczej. Kiedy oburzeni rodzice wymusili na ministerstwie wycofanie tego programu, to właśnie genderyści byli temu przeciwni.

Wydaje się więc, że jest to podstępny atak na Kościół i wartości, które on głosi.

Oczywiście. Dzieje się to w myśl zasady: nie atakujcie wprost Kościoła, lecz seksualizujcie młodzież, a reszta przyjdzie sama. Bo jeżeli rodzice mają masturbować swoje dzieci, to wiadomo, że z tych dzieci wyrosną jacyś seksonarkomani. I jako dorośli będą już niezdolni do małżeństwa, rodzicielstwa i poszukiwania wartości wyższych. W ten sposób wielu ludziom uniemożliwi się wejście w świat wiary religijnej i osobowej relacji z Bogiem. Takimi ludźmi można łatwo sterować.

Jednak niektórzy publicyści i dziennikarze katoliccy zdają się nie zauważać tego zagrożenia. Mają złą wolę czy brak im elementarnej wiedzy?

Często jest to brak wiedzy, ale może to być zła wola albo pycha. Dziwi tylko i boli, gdy ludzie uważający się za członków Kościoła ufają bardziej jego przeciwnikom niż jego pasterzom. Jeśli ktoś wypowiada się publicznie przeciw nauczaniu biskupów i papieża (np. Benedykta XVI) w kwestii ideologii gender, to trzeba go traktować jak kogoś, kto zdradza i przeszedł już na stronę przeciwników.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy