Na krakowskim Rynku Głównym odbył się protest w obronie barów mlecznych.
Właściciele oraz zwolennicy barów mlecznych urządzili na rynku happening, podczas którego można było podpisać list do ministra finansów oraz… wypić kubek ciepłego mleka. U stóp pomnika Adama Mickiewicza ustawiono także napis: "Narodowy Bar Mleczny".
Protest dotyczył pomysłu ministerstwa, by obniżyć państwowe dotacje dla barów mlecznych. W zeszłym roku z takiego wsparcia w samym Krakowie skorzystało 26 barów (w całej Małopolsce było ich 36).
W rozdawanej podczas protestu ulotce, organizatorzy akcji przekonywali: "Bar mleczny to wcale nie obciach! Na angielskim portalu podróżniczym wikitravel.org o krakowskich barach mlecznych pisze się w samych superlatywach i Anglicy polecają je sobie nawzajem. Mimo tego, że smak i jakość potraw z barów mlecznych znajduje uznanie za granicą, to w Polsce są skazywane na powolną śmierć".
– Powinniśmy je wyremontować i wyposażyć w jednakowe stoliki, stoły i obrusy, tworząc w ten sposób powszechną i szanującą się markę – mówił podczas protestu na rynku Waldemar Domański, dyrektor Biblioteki Polskiej Piosenki i organizator akcji w obronie krakowskich barów.
Protestujący skierowali także do ministra finansów Mateusza Szczurka list, pod którym mogli się podpisać wszyscy chętni. "W naszej opinii bary mleczne spełniają nie tylko funkcję kulinarną, ale także społeczną i kulturową. Tylko tam ubodzy obywatele mogą z godnością zasiąść przy stole i zjeść treściwy posiłek w cenie 5 zł, turysta może spotkać się z tradycyjną polską kuchnią, a student poczuć atmosferę domowego obiadu" – napisali organizatorzy happeningu.