- Byłem na dnie, a Jezus potrzebował maleńkiej chwili, by wyciągnąć mnie z uzależnienia od narkotyków - mówił 53-letni Wiesiek Jindraczek dając świadectwo swego życia i nawrócenia w parafii MB Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych.
Wiesław to żywy dowód działania miłosiernego Boga. Jego życie jest jak współczesna opowieść o synu marnotrawnym, który sięgnął duchowego i moralnego dna, by potem się nawrócić. – Myśląc po ludzku, Bóg powinien zakopać takiego łotra jak ja w najgłębszym dołku piekła, w którym tkwiłem ponad 20 lat, a potem jeszcze przyklepać go ziemią. A on mnie przygarnął – nie kryje wzruszenia Wiesiek.
Urodził się w katolickiej, praktykującej rodzinie w Jaśle. Regularnie uczęszczał do kościoła, przyjmował sakramenty, był nawet przez 8 lat ministrantem. Wszystko zmieniło się, gdy miał 15 lat.
– Ten wiek to czas, kiedy młodzi ludzie buntują się, dokonują złych wyborów. Moją obsesją była wolność. Wyobrażałem ją sobie w prymitywny sposób – robić, co się chce i za nic nie odpowiadać. Dlatego uznałem, że Boże przykazania ograniczają tę moją wolność. Wyrzuciłem je więc na śmietnik, a Panu Bogu powiedziałem: „Spadaj. Ty idziesz swoją drogą, ja swoją” – opowiada.
Kiedy to zrobił, stracił poczucie sensu istnienia, nie wiedział, po co żyje. Tę pustkę zaczął wypełniać alkoholem. Zdążył jeszcze skończyć szkolę, ale alkohol powoli przestawał mu wystarczać. Wtedy spotkał narkomana, od którego nauczył się, jak produkuje się heroinę. Od tej pory zaczął pogrążać się w otchłani narkotykowego piekła. Co więcej, w nałóg wciągał przyjaciół i znajomych. Niektórzy z nich zmarli z przedawkowania narkotyków, które im sprzedał. W Jaśle, gdzie mieszkał, zaczęła go dopadać ludzka nienawiść, interesowała się nim milicja. Dziadkowie, u których mieszkał, nie wytrzymali tego i odesłali go do mamy, do Kołobrzegu. W nowym miejscu niewiele się zmieniło. Tak było do jesieni 1999 roku.
– Pewnego dnia szedłem do domu i zobaczyłem księdza. Od 25 lat nie byłem w kościele, nie modliłem się, nie spowiadałem, nie wierzyłem w Boga. Do dziś nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego zaczepiłem tego kapłana? – mówi. Tym księdzem był Wacław Grądalski, proboszcz parafii, w której mieszkał Wiesiek. To on założył w Polsce domy wspólnoty Cenacolo, która pomaga ludziom uzależnionym od narkotyków. – Od razu się zorientował, że jestem narkomanem. Zabrał mnie do kancelarii parafialnej, posadził na krześle i zaczął opowiadać o wspólnocie Cenacolo oraz o Medjugorie, gdzie również jest dom tej wspólnoty – wspomina Wiesław. – Chciał, abym tam pojechał leczyć się z nałogu. On mówił, a ja nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. Dla mnie to była jedna wielka ściema. Nie wiem, jak to się stało, ale ksiądz Wacek poznał moją mamę i tak ją „nakręcił”, że ona po wielu latach dojrzewania do trudnej decyzji, postawiła mi ultimatum: „albo jedziesz do Medjugorie leczyć się, albo wynoś się z domu”. Nie mając ochoty na życie na ulicy zdecydowałem się leczyć. Tak przynajmniej powiedziałem mamie. Pomyślałem, że pojadę, odpocznę, zobaczę kawałek świata. Matka się uspokoi, a ja wrócę do domu i będę nadal robił swoje – opowiada.