Czarne, toksyczne chmury wydobywające się z krateru wulkanu, który kipi nienawiścią do wszystkiego, co związane jest z wiarą chrześcijańską, dotarły nad Kraków, miasto świątyń i śladów po wielkich świętych, którzy w nim żyli.
W Krakowie, królewskim mieście, robi się coraz ciemniej, a gryzący po oczach dym wyciska łzy bólu, bezsilności, żalu. Wiem, że nie jestem jedynym, który w ten sposób odbiera to, co od kilku dni dzieje się w Polsce wokół skandalicznego spektaklu „Golgota Picnic”. Po tym, jak nie doszło do wystawienia tego pseudodzieła w ramach odbywającego się w Poznaniu „Malta Festivalu”, wszelkiej maści „apostołowie” postępu ruszyli do ofensywy, zwierając szyki i angażując do walki o wolność sztuki wszystkie siły. W internecie i prasie zaroiło się od komentarzy i tekstów tzw. autorytetów, wliczając w to nawet nową minister kultury i dziedzictwa narodowego. Ale to nie wszystko. W wielu miastach „oddolne inicjatywy” organizują akcję czytania tekstu i pokazy filmowe odwołanego spektaklu.
Tym, którzy żyli w czasach PRL, jako żywo przypominają one wiece poparcia, organizowane spontanicznie przez świadomą swojej „twórczej siły” klasę polityczną. Czy rzeczywiście tekst argentyńskiego pisarza Rodriga Garcii zasługuje na to, aby w jego obronę angażowali się ludzie z pierwszych stron gazet? Co takiego jest w tym przedstawieniu, że aż trzeba go pokazywać w całej Polsce? Komu to ma służyć i jakie dobro ma z tego wyniknąć, skoro autor w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” jasno deklaruje, że zdaje sobie sprawę, iż jego sztuka obraża katolików? Dla mnie odpowiedź jest dość prosta. Jest ona wystarczająco mocno nasycona nienawiścią do tego, co święte i dlatego wspaniale nadaje się do zatrucia serc i umysłów wielu ludzi, w których tli się jeszcze miłość do Chrystusa, osobowego Boga, kochającego nas nieskończenie. To sztuka bez większych walorów artystycznych. Obsceniczny twór, bo jak to inaczej nazwać? Czy do tego, aby z pozycji sztuki zadawać ważne pytania egzystencjalne trzeba koniecznie występować na scenie nago? Jakie to ma przesłanie?
Przeraża mnie, gdy człowiek Kościoła (bo chyba nim jest, skoro jest dominikaninem) na łamach GW pisze, że nie jest zgorszony ani obrażony tym spektaklem. Jak cios nożem w serce odbieram jego słowa przyznające, że „dla wielu braci w wierze może on [spektakl - przyp. I.O.] być szokujący, obrazoburczy, obsceniczny i miejscami nie do zaakceptowania w swojej dekonstrukcji przedstawiania wątków religijnych”, ale jak pouczenie z góry traktuję wytyczne, że to my, „chrześcijanie żywej wiary”, powinniśmy zadać sobie trud „przynajmniej zrozumienia podstawowego przesłania takich spektakli”. To brzmi jak plucie w twarz. Oto my mamy rozumieć tych, którzy kpią i bluźnią z tego, co dla nas najświętsze, ale już „oni” nie są zobowiązani do rozumienia nas. Oni nie muszą, bo są artystami, a „artyści próbują opisać świat, zrozumieć go w innym języku, z inną wrażliwością. Często odwołując się do prowokacji, także bluźnierstwa. Można przypomnieć zasadę, że czasami wolno im więcej, bo są artystami”. I kto to mówi? Chrześcijanin, to znaczy człowiek Chrystusa, kochający go? Czemuż to artyście wolno więcej niż przeciętnemu człowiekowi? Czy rzeczywiście nie ma granicy, poza którą nie powinno się przechodzić? Jeśli artyście wolno bez zażenowania pokazywać się nago na scenie, to w takim razie wszelkiego rodzaju zarabianie ciałem też można podciągnąć pod miano ekspresji artystycznej. Według pewnych publicystów, o określonych poglądach na świat, ci, którzy odbierają spektakl jako obrazę uczuć religijnych, to „fundamentaliści katoliccy” i „zgorszeni szantażyści”. Cóż za pełne „miłości” słowa! Gratuluję. Takie określenia to nic innego, jak budowanie getta dla katolików. Oto wszyscy, dla których ta sztuka obraża ich Boga, są szantażystami i fundamentalistami, co w domyśle znaczy - ludźmi, z którymi nie należy się liczyć. I tym chyba się kierują ci wszyscy, którzy nagle pokochali twórczość Garcii. Dziś już wiadomo, że takim afektem nagle zapałały dyrekcje Teatru Starego i Teatru Nowego w Krakowie, nie od dziś znane z bulwersujących spektakli. Kiedyś scena Teatru Starego była narodową świątynią sztuki, gdzie podziwiano kunszt wybitnych artystów. Dziś jest spowita mrokami nihilizmu.
O planowanych krakowskich prezentacjach "Golgota Picnic" piszemy także w tekście Archidiecezja protestuje.