Rada Dzielnicy I Krakowa (samo centrum podwawelskiego grodu) chce wprowadzenia zakazu grillowania na Rynku Głównym, motywując to zanieczyszczaniem powietrza, czyli zwiększaniem smogu, z którym miasto ostro ostatnio walczy.
W pełni popieram tę inicjatywę, ale nie z powodu, który przytaczają radni. Specjaliści ustalili bowiem, że dym z rozstawianych kilka razy w roku po obu stronach rusztów nie stanowi aż tak wielkiego zagrożenia, aby zakazywać grillowania.
Rynek Główny jest – wedle opinii wielu fachowców z całego świata – najpiękniejszym placem miejskim w Europie, a być może i na całym globie. Często określa się go mianem salonu Krakowa na wolnym powietrzu. Problem nie tkwi więc w tym, że owo powietrze jest dodatkowo zasmradzane przez dym unoszący się znad kilkunastu rusztów. Tak wspaniałe miejsce powinno być chronione przed wszelkimi działaniami, które uwłaczają jego charakterowi. Władze Krakowa mają obowiązek niedopuszczenia do systematycznego przekształcania go w małomiasteczkowy jarmark, który może być organizowany na wielu innych placach. Elementarny szacunek do dziedzictwa kulturowego wyklucza używanie Rynku do działań całkowicie sprzecznych z jego prestiżem.
Nie podoba mi się wykorzystywanie tego cudownego placu miejskiego na występy zespołów ludowych (cepeliada w typowo peerelowskim wydaniu), finisze wyścigów kolarskich, prezentowanie programów partii politycznych, a tym bardziej w charakterze stołu biesiadnego.
I to jest mój główny argument przeciwko grillowaniu na Rynku Głównym, a nie wpuszczanie do atmosfery niewielkich ilości szkodliwych substancji.