Narodowy Fundusz Zdrowia pacjentom kojarzy się jako urząd, który patrzy na chorego tylko w kategorii ekonomicznej. To smutna prawda.
Krakowski sąd przyznał 25 tys. zł zadośćuczynienia wraz z odsetkami córce chorej na raka kobiety, której NFZ przez 8 miesięcy odmawiał leczenia innym lekiem niż ten, który nie zatrzymał choroby i wywoływał skutki uboczne. Janina Orczyk zmarła 15 lutego 2011 r., w wieku 53 lat. Według sądu, doszło do nierównego traktowania pacjentów w dostępie do świadczeń medycznych. Sąd uznał, że niewłaściwe było postępowanie NFZ, który zbyt długo rozpatrywał wniosek o chemioterapię niestandardową lekiem Sutent.
Narodowy Fundusz Zdrowia wielu pacjentom kojarzy się jako instytucja, która patrzy na chorego tylko w kategorii ekonomicznej. To smutna prawda. Niestety, w wielu sytuacjach można mieć wrażenie, że dla NFZ każdy chory to problem, zaś ciężko chorzy pacjenci to ludzie, do których trzeba "bezsensownie dokładać".
Taki gorzki wniosek nasuwa się w kontekście wyroku w sprawie zmarłej Janiny Orczyk, wydanego przez krakowski sąd. Bo tak naprawdę w tej tragicznej sytuacji najważniejszą rolę odegrały pieniądze i urzędnicza bezduszność. NFZ nie chciał refundować leczenia chorej na nowotwór nerek. Wniosek o refundację leku, który zalecali lekarze opiekujący się chorą w szpitalu, był wielokrotnie odrzucany i to w sposób cechujący urzędniczą oziębłość, w której liczy się tylko przepis.
Zgodnie z nim, instytucji na odpowiedź na urzędowe pismo przysługuje określona liczba dni. Na pierwszą decyzję NFZ o odrzuceniu refundacji leku pani Janina i jej rodzina musieli czekać prawie miesiąc. Szpital ponawiał wniosek o refundację kilkakrotnie, po czym był on odrzucany. Co to znaczy dla chorego, nie wie tylko ten, kto nigdy nie chorował i nie miał w rodzinie ciężko chorego.
Bezduszna decyzja urzędników NFZ najprawdopodobniej przyczyniła się do śmierci pacjentki, a już najpewniej do cierpienia i skrócenia jej życia. W kontekście wyroku krakowskiego sądu głęboki sprzeciw musi budzić to, że ludzie decydujący o zdrowiu drugiego człowieka są bezkarni i bezimienni, jeśli tylko skryją się za murem nietykalnej instytucji i przepisów, które są niekiedy bezduszne. Ciekawe, czy ludzie, którzy podejmują decyzje o życiu drugiego człowieka, to tylko bezuczuciowe urzędnicze maszyny, chcące swymi decyzjami przypodobać się szefom i zachować pracę? Może wszystko wróciłoby na ludzkie tory, gdyby w takich sytuacjach społeczeństwo mogło poznać z imienia i nazwiska tę osobę, która podjęła ostateczną decyzję?
Wyrok skazujący NFZ na zapłacenie odszkodowania rodzinie zmarłej jest z jednej strony potwierdzeniem, że ktoś rzeczywiście zawinił, choć z drugiej strony winowajca nie ma twarzy. Zasądzone 25 tys. zł odszkodowania to tylko pozory sprawiedliwości. Bo cóż ta kwota znaczy dla instytucji, która obraca miliardami? To żadna dolegliwość kary. Poza tym odpowiedzialność instytucji za błędy konkretnych jej urzędników nie służy sprawiedliwości. Wtedy łatwo może dochodzić do nadużyć. Znamy to z działalności innych instytucji państwowych.
Można retorycznie spytać, jaką odpowiedzialność ponoszą ci urzędnicy, którzy na skutek błędnych decyzji doprowadzają kogoś do bankructwa lub do niesprawiedliwego pobytu w więzieniu lub areszcie. A takie przypadki zdarzyły się również przed laty w Krakowie.
Osobom z NFZ, które kilkakrotnie odmówiły chorej Janinie Orczyk leczenia dającego nadzieję na wyleczenie, życzę, aby nigdy ciężko nie chorowały ani one, ani ich bliscy. Może są inne sposoby, by zrozumieć swoje błędy.