Teoretycznie osiągnęliśmy cel wchodząc na Jasną Górę. Teoretycznie, bo pielgrzymka nie jest celem, ale jedynie środkiem…
Ostatni odcinek drogi był dla wszystkich wielką przyjemnością. Mimo dużego zmęczenia, trudnych warunków podczas noclegu (tę noc cała wspólnota wielicko-podgórska spędziła w jednej szkole), każdy z radością przyszedł na „przeprośną górkę”, gdzie przy ruinach zamku w Olsztynie odbywa się zawsze nabożeństwo pokutne. Tym razem modlitwie przewodniczył pielgrzymujący od lat biskup Grzegorz Ryś, który w swoim kazaniu mówił o sensie przebaczenia.
– Kościół przez pierwsze wieki był zgorszony łatwością przebaczenia cudzołóstwa przez Jezusa. Zgorszenie pokazuje, jak my podchodzimy do odpuszczenia grzechów. Ceną przebaczenia jest dobrowolna śmierć Jezusa. Grzechy nie są nam wybaczane dlatego, że idziemy na pielgrzymkę, ale dlatego, że Jezus umarł na krzyżu. Bo kocha nas bardziej niż swoje własne życie – podkreślał bp Ryś.
Po tych słowach wszyscy wszystkim przekazywali znak pokoju. Potem nadszedł czas na próbę generalną tańca i śpiewu przed wejściem na Jasną Górę. „Belgijski”, „teksański” czy „macarena” niosły się głośnym echem po całym Olsztynie!
Po godzinie dziesiątej wyruszyliśmy w drogę, by zmierzyć się z ostatnim odcinkiem pielgrzymki. W tym czasie pogoda zmieniła się diametralnie. Początek dnia przywitał nas słońcem i bezchmurnym niebem, potem przyszedł lekki wiatr, aż w końcu zaczęło solidnie padać. Szybkie chowanie gitar i jeszcze szybsze wkładanie peleryn nie zraziło jednak pielgrzymów – na Aleję Najświętszej Maryi Panny weszliśmy rozśpiewani i roztańczeni. My, jako jedyna grupa (nr 22), schowaliśmy tutaj kurtki przeciwdeszczowe do plecaków i na wały weszliśmy w charakterystycznych pomarańczowych koszulkach.
„Jesteś życiem mym”, „Fanfary” czy prawdziwy tegoroczny przebój: „Boże mój, Boże” słyszała cała Częstochowa! W pewnej chwili taniec zaczął nawet przypominać znane z rockowych koncertów „pogo”. Nikt nie oszczędzał ani gardła, ani nóg! Po chwili absolutnego szaleństwa szybko przeszliśmy do pełnego skupienia. Oto byliśmy u celu sześciodniowej wędrówki – w kaplicy, przed obrazem Maki Bożej Częstochowskiej. Tam, każdy w sobie tylko znany sposób, przedstawił Maryi intencję, z którą pielgrzymował na Jasną Górę .
Do kończącej pielgrzymkę Mszy św. pozostało jeszcze trochę czasu, więc po wyczerpującym dniu przyszedł czas na relaks. Jedni wybrali się do sklepów z pamiątkami, inni woleli wypić w tym czasie gorącą herbatę. Na odpoczynek nie było zbyt wiele czasu, bo punktualnie o godz. 19 rozpoczęliśmy uroczystą Eucharystię sprawowaną przez kard. Stanisława Dziwisza. Na powitanie metropolita krakowski zadał pątnikom ważne pytanie: „Czy jesteście zmęczeni?”. Z wałów jasnogórskich poniosło się gromkie: „Nie!”. W homilii kard. Dziwisz przypomniał, jak Maryja odnosiła się do Jezusa: – Ona zawsze stała z boku. W centrum był Jezus. W Kanie Galilejskiej mówiła: „Zróbcie, cokolwiek wam powie”. Maryja jest więc dla nas ideałem.
Jeśli, drodzy Czytelnicy, myślicie, że po Mszy nastąpił koniec krakowskiej pielgrzymki, to muszę was rozczarować. Po odśpiewaniu Apelu i błogosławieństwie na błoniach zostali jeszcze najwytrwalsi i zaczęła się prawdziwa zabawa... Potwierdziła się odpowiedź na pytanie kardynała o zmęczenie – okazało się, że niektóre grupy mają jeszcze bardzo dużo siły i mogłyby nawet wracać na piechotę do Krakowa. Tańcom, śpiewom i klaskaniu nie było końca. Gdyby nie autobusy odjeżdżające z parkingu, zabawa trwałaby do białego rana. A tak każdy zdarł resztki głosu i można było zmierzać na parking po bagaże. Tam przyszedł czas na trudne chwile pożegnań, obietnic spotkania się na przyszłorocznej pielgrzymce i świadomość, że pielgrzymka nie jest celem, ale jedynie środkiem. Drogą prowadzącą do Boga.
W tym miejscu chciałbym podziękować 22. grupie Krakowskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, z którą miałem przyjemność w tym roku iść. Sześć dni wspólnej drogi było niezwykłym doświadczeniem serdeczności, entuzjazmu i wiary.
„Siostro” Czytelniczko i „bracie” Czytelniku – już dziś zapraszam Cię do spotkania się za rok, na Wawelu, by razem wyruszyć do Częstochowy. Pielgrzymuj z nami! Nosimy numer 22, idziemy z Bolechowic, modlimy się w intencji powołań i jesteśmy… hardkorami!