Jacek Bednarz nie jest już prezesem Wisły Kraków. Kibice postawili na swoim. Tyle, że innego wyjścia nie było.
Jest taki stary dowcip:
Spotyka się po latach dwóch przyjaciół. – Co słychać? – zagaja pierwszy. – Jednym słowem czy dwoma? – pyta drugi. – Jednym. – No, to – dobrze. – A w dwóch słowach? – Niezbyt dobrze.
Tak niejednoznacznie wygląda dziś sytuacja w jednym z dwóch najstarszych krakowskich (i polskich) klubów. Nawet osoby słabo interesujące się piłką słyszały zapewne o konflikcie Jacka Bednarza z kibicami Wisły. Prezes wypowiedział wojnę chamstwu na stadionie, w odwecie fani Białej Gwiazdy przestali na mecze chodzić, a miasto pokryła seria obraźliwych napisów pod adresem prezesa. J. Bednarz mówił publicznie: „Nie ma dla tych ludzi miejsca na naszym stadionie, dopóki ja tu będę”. Sprawa stanęła na ostrzu noża. Mediacje nie skutkowały. Gdy więc Rada Nadzorcza podjęła w poniedziałek decyzję o odwołaniu prezesa i nie podała żadnego uzasadnienia, komentarz mógł być tylko jeden: postawili na swoim. „Misiek na prezesa” – szydzili internauci, nawiązując do kibica, który kiedyś rzucał nożem w Dina Baggio, a ostatnio szkolił wiślacką młodzież w sztuce walk ulicznych.
Trzeba jednak mieć świadomość, że Jacek Bednarz nie może być oceniany i rozliczany przez właściciela klubu jedynie jako szeryf walczący ze stadionowym bezprawiem. Odpowiadał bowiem przede wszystkim za finanse spółki, a te za jego kadencji legły w gruzach. Tylko w części przyczynił się do tego bojkot. Na innych polach prezes też nie miał sukcesów. Nie znalazł sponsorów, nie potrafił zdyskontować jednej z najlepszych marek sportowych w Polsce. Doszło do tego, że piłkarze nie dostawali regularnych wypłat, a Wiśle groziła utrata licencji. Rada Nadzorcza spółki znalazła się w sytuacji premiera Tuska, któremu PiS składa wniosek o odwołanie szefa kluczowego resortu. Minister fatalny, ale odwołać go znaczy ulec naciskom opozycji. Nie ma dobrego wyjścia.
Traktowanie dymisji J. Bednarza jedynie jako ustępstwa wobec kibiców byłoby więc uproszczeniem. Były piłkarz Legii wyraźnie nie radził sobie jako menedżer. Klub znalazł się w impasie i dymisja zarządu – jak w każdej firmie – była nieunikniona. Szkoda tylko, że Radzie Nadzorczej zabrakło odwagi, by powiedzieć to otwartym tekstem: zwalniamy za wynik finansowy, nie ulegamy terrorystom.
Mimo wszystko ta zmiana może okazać się także szansą dla fanów, by pokazali, że mogą wykazać się dla klubu czymś więcej niż rzucaniem rac i wulgarnymi przyśpiewkami. Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków nie tylko ogłosiło koniec bojkotu, ale zaapelowało do wszystkich o pomoc w odbudowie „Wielkiej Wisły”. W specjalnym oświadczeniu kibice zwrócili się do nowego zarządu o... podniesienie cen biletów. „Każdy kupiony karnet, każdy bilet i pamiątka klubowa jest na wagę złota” – piszą.
Władze Wisły zapewne poczują teraz (bardzo konkretnie) pomocną dłoń kibiców. Wypada mieć tylko nadzieję, że wraz z nimi nie wrócą na stadion chamstwo i prawo pięści.