10 lat temu Nowy Targ jak rzadko zatrzymał się i płakał. Mieszkańcy żegnali aktora Pawła Gędłka.
- Przyszła piękna złota jesień, ogrodnicy zrywają z drzew dorodne owoce. Dziś Bóg zerwał owoc Twojego pięknego życia, aby umieścić go w swoim domu. Bóg zbiera najlepsze owoce, co osiągnęły w pełni swoją dojrzałość – mówił ks. Krzysztof Kopeć w czasie Mszy św. przy trumnie Pawła Gędłka, którą odprawiono w parafialnym kościele aktora w Nowym Targu, 17 września 2004 r. Ks. Krzysztof Kopeć był wieloletnim spowiednikiem aktora w okresie studiów w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie.
Pierwsze kroki na scenie Paweł Gędłek stawiał w przedstawieniach grupy teatralnej w swojej rodzinnej parafii w Nowym Targu. - Wszystkie teksty, które robiliśmy, niosły wartości patriotyczne i społeczne. Ówczesna sytuacja polityczna w Polsce przynosiła wiele ekstremalnych zachowań, w naszych przedstawieniach tego nie było. Wszystko to było piękne i rozsądne, dzięki ludziom, którzy współtworzyli nasze spektakle. Pamiętam przedstawienie pt. "Kolęda Nocka". Finałowa scena polegała na tym, że szliśmy dzielić się opłatkiem z widzami. Było to bardzo wzruszające - wspominał w rozmowie ze mną Paweł Gędłek
Paweł Gędłek nie rozstawał się nigdy ze swoim rodzinnym miastem, gdzie w latach 1995 - 2000 prowadził studio teatralne przy Miejskim Ośrodku Kultury. - Prowadząc tę grupę, pracowałem z fantastycznymi młodymi ludźmi, opierając się na metodzie Michaiła Czechowa, przetworzonej przez swoje własne doświadczenie . Duża część prób polegała na ćwiczeniach. Chciałem, aby ci młodzi ludzie zyskali świadomość tego, co to znaczy bycie na scenie. Na scenie wszystko ma znaczenie, nawet jeśli na niej nie ma nic, ma to swoją wymowę - mówił. Jednym z wielu efektów działalności studia teatralnego było zasilenie żaków PWST w Krakowie przez 3 członków grupy teatralnej z Nowego Targu.
Teatr traktował jako sprzymierzeńca do przeżywania codzienności. - U Antoniego Czechowa, np. w "Wujaszku Wani" bohaterowie przeżywają poważne dylematy, myślimy, że oni się tak strasznie męczą, lecz są w tym bardzo ludzcy i piękni, bo są sobą. Ale gdy patrzymy na siebie z perspektywy czasu, to wszystkie nasze trudne chwile, gdy są przeżyte godnie, okazują się piękne. Teatr może pomóc przeżyć różne bardzo trudne sytuacje czy dylematy życiowe - mówił Paweł.
Doświadczał tego w Teatrze Ludowym w Krakowie kierowanym przez Jerzego Fedorowicza. - Człowiek ze schorzeniem serca, nie wiedząc, czy się obudzi następnego dnia, mógłby popaść szybko w apatię i beznadzieję. A w nim była fascynująca żywotność. Już bardzo chory, gościnnie występował w teatrze. Ile mógł, to żył. I potrafił żartować nawet ze swojej słabości. Kiedyś powiedział: „Życzę wam dobrych wakacji - z całego serca, no... z tego, co mi po nim zostało” - mówił Piotr Piecha aktor z Teatru Ludowego w Krakowie.
10 lat temu wśród żegnających Pawła Gędłka znaleźli się odtwórcy głównych ról, scenarzyści, reżyserzy serialu "Plebania", gdzie aktor kreował rolę Romusia. - Chcę pożegnać Pawła, który był człowiekiem wyjątkowym, a jak wyjątkowym zobaczyliśmy to dopiero tutaj. To dla nas wielka lekcja, On zatrzymał ruch w mieście, On zgromadził wokół siebie tylu ludzi, którzy mówią: „Dziękujemy Ci za Twoją niezmierzoną dobroć” – mówiła z ogromnym wzruszeniem aktorka Katarzyna Łaniewska.
Przygotowując reportaż o Pawle Gędłku, rok po jego odejściu, wiele razy gościłem na planie serialu "Plebania" w warszawskim studiu na ul. Dominikańskiej. Odtwórcy główny ról nie szczędzili nigdy ciepłych słów o swoim zmarłym koledze. Ba, nawet nie zapomnieli o jego synach - Karolu i Franku. Filmowa babcia Józia, czyli wspomniana już Katarzyna Łaniewska przygotowywała zawsze dla chłopaków paczki z okazji święta św. Mikołaja.
Wspominając Pawła trzeba przytoczyć jeszcze jedną ważną rzecz. To był aktor, który nigdy nie uległ zmanierowaniu i pazerności, nie zaprzedał tego, co w było prawdziwe i szczere. - Gdyby nie choroba, Paweł byłby pewnie teraz w czołówce polskich aktorów dramatyczno-komicznych, jego kariera zapowiadała się wspaniale - mówi Wojciech Wach, przyjaciel Pawła.