O małych-wielkich marzeniach i listach, które poszybują do nieba, z Urszulą Smok, prezesem krakowskiej Fundacji „Podaruj Życie” – Ośrodek Pomocy Osobom z z Chorobami Krwi i Nowotworami, rozmawia Monika Łącka.
Monika Łącka: Mały Sebastian w swoim liście pisze, że w szpitalu w Prokocimiu leży już od kilku tygodni. Bardzo chciałby jak najszybciej wrócić do domu, do rodziców i do siostry. Chłopiec interesuje się piłką nożną i hokejem. Marzy, by mógł zapisać się na treningi i obejrzeć prawdziwy mecz piłkarski. Chciałby też dostać wspaniałą piłkę.
Urszula Smok: W ten sposób chorzy zapraszają ludzi zdrowych do swojego świata i pokazują, że pomimo cierpienia i bólu jest w nim miejsce na radość, nadzieję i małe-wielkie marzenia. Marzenie Sebastiana i wiele innych listów zostanie przeczytanych 27 września, o godz. 14, w Urzędzie Miasta Krakowa, przez Dominikę Bednarczyk, Beatę Chmielowską-Olech, Magdalenę Walach, Radosława Krzyżowskiego i Pawła Okraskę. Będzie i wesoło (bo takie są niektóre marzenia) i refleksyjnie. Na pewno nie jeden raz otrzemy też ukradkiem łzę…
…Bo listy są bardzo osobiste, wzruszające i chwytają za serce?
Na przykład ten, który naszej fundacji przekazała Edyta. Napisała go będąc 17 dni po przeszczepie szpiku kostnego, gdy na horyzoncie pojawiło się słowo dom. Wspomina, że wiadomość o chorobie była dla niej ciężkim szokiem. Długo nie umiała też utożsamić się z osobami chorymi, z którymi leży na szpitalnym oddziale. Dziś już jednak o tym nie myśli, bo najważniejszą rzeczą stała się myśl, by jak najszybciej wrócić do domu, do małej córeczki, która od trzech miesięcy dzielnie walczy razem z mamą. Jak pisze Edyta, „to ona jest moim największym marzeniem, celem, planem na przyszłość. To dla niej znoszę wszystko. Wychodząc z domu na przeszczep miałam w głowie tylko jedną myśl: muszę tu wrócić, bo ona nie może wychowywać się bez mamy. Taki cel sobie założyłam: żebyśmy znowu mogły razem bawić się, śmiać się, żebym mogła czesać jej włosy, ubierać w sukienki i słyszeć: zobacz, jestem księżniczką! Dzięki przeszczepowi będzie ni dane patrzeć na nią każdego dnia”.
Idąc w Marszu Nadziei i Życia dajemy chorym nadzieję - mówi Ula Smok (pośrodku) Monika Łącka /Foto Gość Wśród autorów listów są także osoby, które pokonały już chorobę.
Chory człowiek potrzebuje wiedzieć, że nie jest sam ze swoim cierpieniem, a świadomość, że jego los nie jest obojętny obcym ludziom, buduje. Ci, którzy wygrali, są żywym dowodem na to, że białaczkę i inne choroby nowotworowe można pokonać. To ważne dla tych, którzy grają jeszcze swój życiowy mecz.
Po odczytaniu listów wszystkie marzenia poszybują do nieba, by dać chorym nadzieję.
Pan Lucjan, jeden z autorów listów, pisze, że chciałby, aby ten zielony balonik wyprzedził go w drodze do nieba. On chce bowiem jeszcze spełnić szalony plan – pojechać z żoną na rowerach do Włoch. Wysyłanie listów ma więc wymiar bardzo symboliczny. W zielonym Marszu Nadziei i Życia wyruszymy o godz. 15 sprzed Magistratu i przejdziemy przez Rynek Główny, przed Ratusz. O godz. 15.30 baloniki polecą w stronę nieba. Od godz. 13 do 15.30 na Rynku trwać będą również występy artystyczne w wykonaniu Międzyszkolnego Ludowego Zespołu Pieśni i Tańca „Krakowiak”, MDK Grunwaldzka 5, Baletu Dworskiego „Cracovia Danza” oraz uczniów SP nr 98 w Krakowie. Cały czas działać też będzie punkt informacyjny, gdzie każdy dowie się, w jaki sposób zostać dawcą szpiku kostnego. Bądźmy tego dnia razem!