O puzzlach, które do siebie pasują i uwielbieniu, które może być przewrotem w życiu, z Marcinem Jakimowiczem, autorem książki "Niech żyje słabość", rozmawia Monika Łącka.
Od 10 lat piszesz teksty, które w mocny sposób opowiadają o tym, jak Bóg potrafi przemieniać ludzkie życie. Czytając je trudno oprzeć się wrażeniu, że On posługuje się zwykłym, dziennikarskim tekstem, by przypomnieć, że jest i kocha każdego z nas. Czujesz tę odpowiedzialność za Słowo?
Nie myślę o tym, naprawdę. Piszę, bo na tym polega moja praca. Nie mam zamiaru zbawiania połowy Rzeczpospolitej. Dzielę się jedynie tym, co sam przeżyłem, a czasem tym, przez co zostałem przeczołgany. Na co dzień często wołam jak Stuhr w „Seksmisji”: „ciemność, widzę ciemność”. Potem zdumiony dostrzegam, że jestem prowadzony. Niestety, widzę to dopiero po jakimś czasie, nie z dnia na dzień. Puzzle zaczynają do siebie pasować, ukazuje się jakiś obrazek. Na co dzień mam doświadczenie chodzenia po omacku. Ale jestem pewien tego, o co pytasz: Bóg posługuje się zwykłym, najzwyklejszym dziennikarskim tekstem. On (to dopiero pokora!) posługuje się „zwykłościami” (stajenka, pastuszkowie, magowie, wesele w Kanie itd.).
"Niech żyje słabość" to świadectwo wiary dziennikarza "Gościa Niedzielnego" Wydawnictwo eSPe Uwielbienie. Słowo klucz w wielu Twoich tekstach, odmieniane przez wszystkie przypadki. Czym ono jest da Ciebie – dziennikarza, który czasem na wieczory uwielbienia (albo inne modlitewne spotkania) idzie, bo musi (zawodowo), a z różnych powodów wcale nie ma na to ochoty. Wchodzisz w to uwielbienie, czy jest pokusa: wy się módlcie, a ja sobie postoję chwilę z boku, porobię notatki i zwieję?
Wszystko zależy od dnia (śmiech). Pokusa, by nie uwielbiać jest zawsze: 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Bo uwielbienie nie jest czynnością ludzką, ale boską! Z punktu widzenia świata jest nonsensem. Bóg podpowiada: nie przeklinaj, uwielbiaj. To dopiero kopernikański przewrót w życiu! Zamiast kręcić się wokół siebie i zapisywać skrzętnie „książkę skarg i zażaleń” zaczynam błogosławić i zauważam, że… wszystko się kreci wokół Niego. Błogosławienie Boga w każdych, nawet najtrudniejszych sytuacjach, to absurd. Z punktu widzenia świata. Bóg przełamuje ten schemat. Prosi „Błogosławcie, uwielbiajcie”. Ale skoro już wywołałaś wilka z lasu: rzeczywiście najtrudniej uwielbiać Boga w sprawach służbowych, związanych z pracą. Bo to ona rodzi najwięcej kryzysów, napięć, konfliktów.