Kościół nie jest ani "toruński", ani "łagiewnicki", lecz Chrystusowy. I dlatego kard. Dziwisz nie wahał się pojechać do Torunia.
29 listopada metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz uczestniczył w Toruniu w uroczystościach związanych z 23. rocznicą powstania Radia Maryja. Co bardzo charakterystyczne, największe polskie portale internetowe do godzin wieczornych nie zauważyły tego wydarzenia.
Jak to się dzieje, że w mediach, które z taką "rzetelnością" dziennikarską tropią wszelkie przejawy zła w polskim Kościele, trudno znaleźć teksty o dobru, jakie w nim jest? Takie pytanie nasunęło mi się po tym, jak w kilka godzin po uroczystościach w Toruniu na próżno szukałem na Onecie i Interii informacji, co na temat Radia Maryja i Telewizji Trwam powiedział w homilii jeden z najważniejszych hierarchów Kościoła w Polsce.
Odpowiedź jest bardzo prosta. Kardynał Dziwisz nie powiedział tego, o czym można by napisać. Bo gdyby zganił o. Tadeusza Rydzyka, nazwał toruńską rozgłośnię przyczyną wszelkich podziałów pomiędzy Polakami albo ujawnił herezję, to dla niektórych dziennikarzy byłby to powód do napisania niejednego tekstu. A tymczasem kard. Dziwisz podziękował ojcu dyrektorowi i ojcom redemptorystom za dzieło, które ofiarnie prowadzą od 23 lat. Co więcej, dostrzegł w Radiu Maryja wielkie dobro, które trzeba ochraniać i czuwać nad nim. Jego głos współbrzmi bowiem z troską całego Kościoła o los rodziny, stojącej dziś wobec zagrożeń spotykanych we współczesnej kulturze, która promuje brak poszanowania dla poczętego życia ludzkiego, dla wierności małżeńskiej i ofiarnej miłości. Ale publicyści i niektórzy członkowie Kościoła, nastawieni z uprzedzeniem do toruńskiej rozgłośni, nie widzą w niej dobra, tylko samo zło. I dają temu wyraz w publikowanych tekstach lub wypowiedziach w radiu i telewizji.
To budzi zdziwienie, a w niektórych przypadkach zażenowanie. Czasem mam wrażenie, że zła wola odbiera człowiekowi umiejętność logicznego myślenia. Bo czy nie tak należy mówić o tych, którzy twierdzą z dumą, że nigdy nie słuchali tego radia, a jednocześnie wiedzą, że nie ma w nim dobra? Co wart jest ich głos, skoro nie słuchają? Czy można wiarygodnie mówić o czymś, czego się nie zna? Ale dla niektórych to nie stanowi problemu, bo i tak wiedzą swoje.
Kardynał Dziwisz powiedział w homilii jeszcze coś, co było niewygodne dla tych, którzy żyją z podsycania podziałów. Hierarcha mocno podkreślił, że Kościół nie jest ani "toruński", ani "łagiewnicki", lecz Chrystusowy. Ta teologiczna oczywistość jest nie do pojęcia przez tych, którzy na Kościół patrzą w kategoriach układów, partii, koalicji, walki o wpływy i władzę. Tym ludziom nie mieści się w głowie, że przyjazd krakowskiego kardynała był podyktowany jego pasterską troską i poczuciem odpowiedzialności za jedność Kościoła w Polsce, a nie jak twierdzi jeden z publicystów na łamach piątkowej "Gazety Krakowskiej", "zawarciem przymierza w wojnie kulturowej, którą prowadzi obóz Radia Maryja".
Jedność, o którą chodzi kardynałowi, nie polega na zjednoczeniu ludzi wokół tego czy innego wybitnego duchownego, lecz wokół Chrystusa. To nie jest łatwe, gdyż serce człowieka jest zranione grzechem, a przez to skłonne do działania wbrew jedności. Słuchając toruńskiego wystąpienia metropolity krakowskiego, miałem wrażenie, że słucham Jana Pawła II, który nie tyle chciał się ludziom podobać, co służyć Bogu i prawdzie. Dziś nam, współczesnym uczniom Chrystusa, brakuje tego typu myślenia.