Z lektury listów jakie pani minister od oświaty pisze do rodziców wynika, że nauczyciele to skończone lenie, którym nie chce się pracować.
Znowu mają tyle wolnego! - nie milkną komentarze po liście, w którym Joanna Kluzik-Rostkowska wypominała nauczycielom długie ferie, a rodziców zachęcała, by także w tym czasie korzystali z możliwości opieki nad dziećmi w szkole. Sprawa jest bulwersująca i bardzo złożona. Po pierwsze, nauczyciele jako jedyni w tym kraju do etatu mają dołożone w ciągu tygodnia dwie godziny, za które nie otrzymują wynagrodzenia. Chodzi o tzw. „godziny karciane”. Gdyby problemem zajął się Trybunał Konstytucyjny to jego opinia byłaby zapewne druzgocąca dla tych, którzy takie prawo uchwalili.
Pani minister zapomniała też, że to jej własnoręczny podpis widnieje na rozporządzeniu o takiej, a nie innej organizacji roku szkolnego 2014/2015. To jej zawdzięczamy tak długą przerwę świąteczną. A szkoły nie po raz pierwszy zmuszane są do organizacji zajęć, na które praktycznie nikt nie przychodzi.
Rozmawiałem z wieloma pedagogami i wszyscy zgodnie przyznają, że taka korespondencja, kierowana przez minister oświaty do rodziców, to podważanie (i tak już bardzo nadszarpniętego) autorytetu nauczyciela. Wynika z niej, że nauczyciele tylko cieszą się z wolnego.
Tymczasem w ciągu roku muszą oni odbywać niezliczone zajęcia dodatkowe, aby przygotować uczniów do egzaminów zewnętrznych, które organizowane są już w kwietniu! Cały materiał zapisany w podstawie programowej i standardach uczeń musi mieć opanowany w ciągu nie 10, ale 8 miesięcy. Kiedy wynik jest słaby, wszystkiemu winien jest nauczyciel.
Jako czynny pedagog proponuję, aby zlikwidować zajęcia opiekuńczo-wychowawcze i wprowadzić w takie dni jak Wielki Czwartek, Wielki Piątek, czy Wigilię normalne obowiązkowe zajęcia zgodne z planem lekcji. Bo przecież inni normalnie wtedy pracują. Nauczyciele będą się cieszyć, że mogą robić właściwe lekcje, a przy okazji nikt ich nie będzie wytykał palcami, że znowu mają wolne. Można też zlikwidować wolny wtorek po Wielkanocy. Bo przecież rodzice wracają do pracy, to i uczniowie mogą mieć normalne lekcje.
W całej tej dyskusji nie podnosi się jeszcze jednego argumentu. Nauczyciele coraz częściej organizują wycieczki po lekcjach, w soboty czy w niedzielę, a nawet w ferie. Robią to kosztem swoich własnych rodzin. Poświęcają bardzo dużo czasu na przygotowanie się do zajęć lekcyjnych, przygotowują prezentacje, korzystają z nowoczesnych technologii. Oczywiście nie wszyscy, bo przecież w każdej grupie zawodowej można znaleźć czarne owce. Najwyższa jednak pora, aby skończyć z tym utyskiwaniem na nauczycieli. Oni naprawdę dużo pracują i chcą to robić w spokoju.