Moc świadectwa. – W wypadku samochodowym odniosłam takie obrażenia, że nie powinnam tego przeżyć. Bóg czyni jednak cuda. Żyję i jestem zdrowa – mówi ze wzruszeniem 31-letnia Roksana.
Ten koszmarny wypadek wydarzył się późnym wieczorem w sobotę 20 lipca 2002 roku. Pięcioro młodych ludzi ze Skawiny postanowiło wybrać się do dyskoteki. Jechali pożyczonym Fiatem 126p. Roksana siedziała na środku tylnego siedzenia. Na drodze prowadzącej ze Skawiny do Radziszowa kierująca pojazdem koleżanka Roksany straciła nagle panowanie nad kierownicą. To, co wydarzyło się później, trwało najwyżej dwie, trzy sekundy. Samochód wyleciał z drogi i wpadł do rowu. Roksana została wyrzucona z auta przez przednią szybę, a koziołkujący samochód przygniótł ją, miażdżąc klatkę piersiową. Dziewczyna leżała nieprzytomna, miała złamane żebra, zmiażdżone płuca. Jej znajomi odnieśli tylko lekkie obrażenia. Jeden ze strażaków, który był wówczas w ekipie wezwanej do wypadku, wspomina, że poszkodowana w przerażający sposób jęczała z bólu. – Lekarz z pogotowia opowiadał później, że nie mógł mnie reanimować, gdyż ręce zapadały mu się w mojej klatce piersiowej – opowiada Roksana. – Mówił, że wioząc mnie do szpitala, modlił się, abym nie umarła – dodaje. Nieprzytomną ranną zawieziono karetką do Wojskowego Szpitala Klinicznego w Krakowie przy ulicy Wrocławskiej. Trafiła pod opiekę znakomitych lekarzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.