Przy Błoniach będzie trudniej zaparkować. Mówić ściślej - będzie trudniej, żeby było łatwiej.
Idea jest słuszna. Chodzi o to, by każdy, kto na największą krakowską łąkę przyjeżdża pospacerować, pobiegać czy pojeździć na rolkach, mógł bez zbędnego stresu znaleźć miejsce parkingowe. Dlatego od 1 lutego między 9 a 17 w dni robocze nie będzie wolno parkować na większości parkingów położonych wzdłuż al. 3 maja.
Czy to zadziała? W ciągu dnia parkingi będą stały puste - to na pewno. O godz. 17, kiedy już wolno będzie parkować - zostanie mnóstwo wolnych miejsc. To też niemal pewne. Czy to potrzebne? Z niemal codziennych obserwacji wynika, że niekoniecznie.
Wieczorami i w weekendy zwykle parkingi przy Błoniach nie są szczelnie wypełnione. Może poza momentami, kiedy "coś się dzieje" - gdy rozgrywane są mecze piłki nożnej czy organizowane giełdy narciarskie w "Żaczku".
Pożytku będzie więc niewiele, a trudności dla kierowców - całkiem sporo. Można oczywiście założyć, że to element większej strategii, mającej ograniczać ruch samochodowy w centrum Krakowa.
Są tylko dwa małe "ale".
Przy Błoniach zaparkowałoby mniej samochodów, co zmusiłoby właścicieli do zostawienia ich dalej od centrum i dojazdu komunikacją miejską. Ale do użytku oddano niedawno podziemny parking przed Muzeum Narodowym. W sumie w rejonie Błoń pozostałoby więc mniej więcej tyle samo miejsc, ile przed jego budową.
Kierowcy wyszliby więc "na zero". Ale od 1 lutego parking zacznie być płatny (i będzie droższy niż strefa płatnego parkowania).
Samochodów zatem nie ubędzie. Przybędzie za to emocji osobom pracującym w centrum, które do tej pory od 8 do 16 zajmowały parkingi przy al. 3 Maja.
Czytaj także: