Krakowianie powitali zwycięzcę rajdu Dakar.
Pierwszy Polak, który zwyciężył w legendarnym rajdzie (startował w kategorii quadów), triumfalnie wjechał w piątek w asyście policji na krakowski Rynek Główny, gdzie czekało na niego kilkuset kibiców. Były race, konfetti i piosenka "We are the champions".
- Jesteśmy tu przypadkiem, ale już nam się podoba. Mamy nadzieję, że uda nam się dostać autograf - mówiły tuż przed jego przyjazdem Ola i Wiktoria, czekające nieopodal sceny przygotowanej nieopodal kościoła św. Wojciecha.
Wśród oczekujących na pojawienie się rajdowca były dzieci i młodzież ze stowarzyszenia Siemacha, z którym związany jest Rafał Sonik i któremu dedykuje on swoje starty w Dakarze.
- Cały czas trzymamy za niego kciuki. Co roku jesteśmy z nim i czujemy, że on jest z nami - mówił przed rozpoczęciem powitania Andrzej Kubiak, opiekun jednej z grup Siemachy.
Dlatego na Rynku Głównym krakowskiego kierowcę w imieniu prezydenta miasta witał ks. Andrzej Augustyński, przewodniczący zarządu stowarzyszenia. - Rafał, witaj w Krakowie! Witaj w domu! To dzisiaj jest prawdziwa meta rajdu Dakar - mówił kapłan.
Rafał Sonik wjechał na scenę swoim quadem. Potem odebrał bukiet przygotowany przez krakowskie kwiaciarki, czapkę "krakuskę" oraz… dał się uderzyć Lajkonikowi buławą, co ma mu w przyszłości przynieść szczęście i kolejne zwycięstwa.
Nim jednak zabrał głos, minutą ciszy zgromadzeni uczcili pamięć innego krakowskiego kierowcy - Michała Hernika, motocyklisty, który zginął w trakcie trzeciego etapu tegorocznego rajdu.
- Żaden zawodnik tego świata nie zwycięża sam. Prawdziwe zwycięstwo będzie wtedy, jeśli wy poczujecie, że zwyciężyliśmy razem - mówił Rafał Sonik i dziękował wszystkim za powitanie.
- Kiedy mam kryzys, to nie moja siła decyduje o tym, czy pojadę dalej. Decyduje o tym energia, którą od was dostaję - mówił. W tym roku pierwszy kryzys - jak wspominał - przyszedł już w drugim etapie. Ale to właśnie na nim Rafał Sonik po raz pierwszy dotarł do mety szybciej od swoich rywali.