Za dwa lata znów odbędą się w Polsce piłkarskie mistrzostwa Europy. I znów Kraków nie znalazł się na liście miast gospodarzy.
Jest to tym bardziej zdumiewające, że pod Wawelem mieściła się dotąd główna kwatera młodzieżowej reprezentacji do lat 21, a właśnie w tej kategorii wiekowej rywalizować będą w Polsce w 2017 piłkarze z całego kontynentu.
Stadion „Cracovii” był przez ostatnie lata domem, miejscem treningów i kluczowych spotkań eliminacyjnych kadry U-21. Taką decyzję podjął PZPN i nigdy dotąd tego nie żałował.
Jaki więc jest powód zaskakującego werdyktu, że mistrzostwa odbywać się będą… poza domem reprezentacji?
Zbigniew Boniek komunikujący się regularnie z kibicami za pomocą Twittera poinformował, że „w 2017 Krakowa nie będzie, bo ich to nie interesowało”.
Zaprzeczył także, by w tle tej decyzji znajdowały się jakieś „prywatne wojny”, odnosząc się tym samym do osoby Ryszarda Niemca, szefa Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, który - mówiąc delikatnie - nie należy do fanów prezesa. Mistrzostwa odbędą się zatem na stadionach „zainteresowanych”, m.in. w Kielcach, Tychach i Gdyni.
Wypowiedzi władz miasta i PZPN przypominają znaną bajkę o żurawiu i czapli. Boniek mówi, że Kraków nie chciał, magistrat i MZPN, że "nikt nas do organizacji mistrzostw nie zapraszał".
Nikt natomiast nie wspomina, czy taki wybór byłby dobry dla piłkarzy i kibiców. Gdyby prezes PZPN powiedział, że w Krakowie grało się młodzieżowej reprezentacji źle i przy pustych trybunach, zaś w Kielcach będzie zupełnie inaczej - można by to zrozumieć.
Tymczasem wybór miast uzasadniany jest tak, jakby chodziło o przetarg nieograniczony, w którym decyduje jedynie cena i zaangażowanie kupca.
A może tak właśnie jest?