Stowarzyszenie Mieszkańców Gminy Mogilany liczy ofiary i walczy o budowę wiaduktu w Gaju. Kiedy w końcu on powstanie?
- Podjęliśmy się spisania nazwisk wszystkich osób, które zginęły na tym najbardziej niebezpiecznym odcinku zakopianki. Pomijamy nawet pasażerów samochodów przejeżdżających przez naszą miejscowość, a skupiamy się na samych jej mieszkańcach. I jak droga istnieje 40 lat, tak na ten moment mamy ok. 40 nazwisk. A będzie ich jeszcze więcej - mówi w rozmowie z "Gościem Niedzielnym" Sylwester Szefer, przewodniczący Stowarzyszenia Mieszkańców Gminy Mogilany.
Zakopianka jest niebezpieczna na całej swojej długości. Policja i Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad wiedzą doskonale, że istnieje kilka miejsc, w których bardzo często dochodzi do wypadków i giną w nich piesi.
- Przede wszystkim chodzi nam o odcinek o długości ok. 7,5-8 km, między granicą Krakowa (Libertów) a Włosaniem. Od lat walczymy o modernizację tej drogi, która na razie bardziej przypomina drogę wiejską, niż drogę szybkiego ruchu. Na razie bez rezultatu - opowiada S. Szefer porównując sytuację, z którą muszą zmagać się piesi, do przekraczania rzeki płynącej przez miasto.
- W cywilizowanym świecie buduje się mosty nad rzekami, by nie trzeba było pływać. Na zakopiance nie buduje się jednak wiaduktów, a ludzie muszą narażać swoje życie, by przejść na drugą stronę jezdni. Nie ma innej możliwości. Po jej obu stronach są bowiem przystanki autobusowe, ale nie nie ma pasów, świateł, wiaduktów - podkreśla szef SMGM.
By to zmienić, stowarzyszenie kolejny raz wysyłało właśnie list do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, w którym opisuje sytuację przypominając, że 24 lutego, w newralgicznym miejscu w Gaju, doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku. Apelują też o sfinalizowanie budowy wiaduktu, który uratuje życie wielu osób.
We wtorek wieczorem, gdy 65-letni mężczyzna wszedł na jezdnię (pas w kierunku Myślenic) na górce przy skrzyżowaniu zakopianki z ul. Zadziele i Widokową, został uderzony przez jadący samochód. Siła tego uderzenia była tak duża, że odrzuciło go pod jadący równolegle autokar. Pomimo reanimacji mężczyzna zmarł.
"Zginął w pobliżu krzyża, który został postawiony na poboczu drogi po śmierci w 2009 r. pana Jacka Szurleja. Ten młody mieszkaniec Gaja osierocił trójkę małych dzieci" - czytamy w liście przesłanym dziś przez stowarzyszenie do mediów.
- Cieszy nas fakt, że w tym roku w Gaju, na wysokości restauracji "Pokusa" (w tym miejscu obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/ h) powstanie kładka, o którą również od dawna walczyliśmy. To jednak za mało, bo bez wiaduktu, który musi powstać w miejscu ostatniego wypadku (to miejsce zostało przez nas wskazane wiele miesięcy temu), nadal będą ginąć tam ludzie - mówi Sylwester Szefer.
Jak dodaje, stowarzyszenie nie domaga się niczego innego, jak tylko cywilizacji, która powinna być dla ludzi, a nie tylko dla zwierząt.
- To mocne słowa, ale taka jest prawda. I w tym roku będziemy chyba zmuszeni do obchodzenia Światowego Dnia Jelenia, bo dla tych zwierząt buduje się kładki, by mogły bezpiecznie przechodzić przez jezdnie, a nie ginąć pod kołami rozpędzonych aut. O ludziach ktoś jednak ciągle zapomina - zauważa gorzko szef SMGM.
Problem w tym, że na budowę wiaduktu wciąż brakuje pieniędzy.