Prezydent Bronisław Komorowski spóźnił się ponad półtorej godziny na spotkanie z krakowianami. - Gdzie jest szogun? - skandowano w międzyczasie na Rynku Głównym.
Okrzyk nawiązywał do zabawnego incydentu w trakcie ostatniej wizyty prezydenta w Japonii.
Bronisław Komorowski, jadąc w niedzielę 8 marca z Podhala na spotkanie przedwyborcze do Krakowa, utknął w korkach na „zakopiance”. Miał być na krakowskim Rynku Głównym o 18.00, przyjechał zaś "bronkobusem" dopiero o 19.35. - Pan prezydent jechał w korku przez 3,5 godziny. Sądzę, że teraz będzie popierał wszystkie plany dotyczące budowy obwodnic Krakowa - powiedział na powitanie prof. Jacek Majchrowski.
Gdy prezydent Komorowski pojawił się na estradzie przy kościele św. Wojciecha, powitały go nie tylko oklaski, lecz również głośne gwizdy i okrzyki. - Kochani! Przyjechałem do Krakowa, aby podziękować za wasze poparcie. Dziękuję także tym, którzy krzyczą, bo potwierdza to trafność naszego hasła o zgodzie, która buduje. Nas nikt nie zakrzyczy, bo to my mamy rację! Możecie sobie krzyczeć, ile chcecie. Większość Polski chce jednak zgody - powiedział B. Komorowski.
- W kolejnej kadencji na 100 proc. zbudujemy drogę S7 - zadeklarował prezydent.
W oczekiwaniu na przyjazd prezydenta poseł Jerzy Fedorowicz przez półtorej godziny zabawiał zebranych, przekrzykiwał się z protestującymi, prezentował członków małopolskiego honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego.