Możylinki i merzyki

Blisko 500 osób zebrało się w sobotę w Auditorium Maximum, by zmierzyć się z ortograficznymi pułapkami I Dyktanda Krakowskiego.

Według autorki dzisiejszego dyktanda najtrudniejsze pułapki kryły się w słownictwie zaczerpniętym z botaniki i zoologii. - Rzadko używamy tych nazw, a one mają przecież szczególnie dużo pułapek ortograficznych - tłumaczyła prof. Mirosława Mycawka.

Samo napisanie tekstu także nie było zadaniem łatwym. - Takie dyktando wymaga pewnego wysiłku, ponieważ trzeba mieć rozeznanie w tym, które elementy naszej ortografii są trudne, trzeba je zrównoważyć, trzeba czasem to dyktando zagęścić, żeby pojawiła się eufonia, która nieco zbija z tropu, ale na tym polega ta zabawa - dodała.

Oczekiwanie na ogłoszenie wyników umiliły uczestnikom wykłady wygłoszone przez pracowników Wydziału Polonistyki UJ - "Czy język polski jest najtrudniejszym językiem świata?", "Wiedźmin i polska wyobraźnia" oraz "O literaturze niepoważnej".


Treść I Dyktanda Krakowskiego:

GMO z UJ-otu, czyli megathriller po krakowsku Nie wierzcież, że to klechda czy humbug. Rzecz działa się nie w kraju samurajów pod Fudżi-jamą, lecz u podnóża Wawelu przed półtrzecia roku. UJ otrzymał grant z Funduszy Europejskich na wyhodowanie klona jakiegoś superprzodka z jego nanoszczątków. Na żądanie Unii bez wahania, naprędce zarządzono quasi-casting. Think tank rozważał ożywienie próchniejącego w Bari truchła Bony Sforzy w hołdzie dla - mammamia (!) - włoskiej kuchni z jej lasagne (lazaniami), panna cottą i cappuccino. Niepodobna było przeoczyć ultraksenofobkę i prahipsterkę Wandę, od zamierzchłych czasów leżakującą w wiślanym mule.Na Facebooku jakiś zhardziały Wielkopolanin lobbował za wskrzeszeniem megagryzoni z Mysiej Wieży w Kruszwicy. Na próżno, straż rektorska dała odpór tym haniebnym mrzonkom.A nużby mysie tȇte-à-tȇte z prorektorem skończyło się przykrym déja vu(e).

Wybór padł w końcu na Smoka Wawelskiego w nadziei na wzmożenie ekoturystyki. Któż by nie chciał strzelić sobie selfie z takim quasimodo w(e) fiakrze? W Muzeum Narodowym odbył się wernisaż wystawy "W przestrzeni Smoka". Biotechnolodzy wyposażeni w górniczy strug zheblowali powierzchnię skał Smoczej Jamy w poszukiwaniu podwójnej helisy bestii. Ze skalnych zrzynek i strużek uzyskali DNA i… otworzyli, chcąc nie chcąc, puszkę Pandory. W czas Wielkiejnocy, w przeddzień rękawki wkradł się znienacka chyżo do laboratorium świeżo upieczony, hoży, acz podstarzały stażysta, pół-Kreol, obecnie hażanin, który przyjechał nie byle tendrzakiem, a Pendolino z Gdyni-Obłuża.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..