Smutno w Filharmonii

Święta Wielkanocne w Filharmonii Krakowskiej nie będą wesołe. Nie widać bowiem końca konfliktu który tu rozgorzał.

Nie widać też zwycięzców w tym konflikcie. Nie jest nim dyrektor FK Bogdan Tosza. Na początku marca zwolnił z pracy ze skutkiem natychmiastowym I dyrygenta Filharmonii Michała Dworzyńskiego, w kilka dni później podpisując jednak porozumienie, dające Dworzyńskiemu możliwość prowadzenia kilku najbliższych koncertów, by 26 marca wycofać się z tych ustaleń, zakazując zwolnionemu dyrygentowi przebywania na terenie podległej sobie placówki.

Nie jest nim również Michał Dworzyński, który nie będzie już mógł wraz z krakowskimi filharmonikami realizować swych wizji artystycznych.

Zwycięzcami nie jest również niemałe grono muzyków orkiestry i chóru, którzy poparli dyrygenta w sporze z dyrektorem naczelnym FK, broniąc go demonstracyjnie przed zwolnieniem.

O zwycięstwie nie mogą też mówić członkowie Zarządu Województwa Małopolskiego któremu podlega FK.

Do zwycięzców nie można zaliczyć również krakowskich melomanów. Nie uczestniczyli wprawdzie w tym sporze, niemniej cenili sobie spowodowaną przez Michała Dworzyńskiego stabilność artystyczną zespołu, owocującą wieloma wykonaniami koncertowymi wysokiej próby.

Zarząd Województwa wziął w tym sporze stronę dyrektora Toszy. Sądzę jednak, że liczenie na uspokojenie sytuacji w FK po tej decyzji może być wyrazem przesadnego optymizmu. Na to raczej się nie zanosi, ze względu na wysoką temperaturę sporu.

Dyrektor Tosza, człowiek mocnego charakteru, mający sprecyzowaną wizję działania placówki którą kieruje, nie bardzo będzie jednak mógł tej wizję realizować skutecznie w sytuacji konfliktu z niemałą częścią zespołu. Wydaje się, że muzycy broniący Michała Dworzyńskiego, wspierali go nie dlatego by im pobłażał w sprawach artystycznych lecz z powodu jego wysokich umiejętności połączonych z koncyliacyjnym stylem bycia. To ostatnie jest bardzo ważne w prowadzeniu wieloosobowych zespołów muzycznych, składających się z ludzi posiadających zazwyczaj dużą wyrazistość artystyczną. Stare przekadło powiada, że "bagnetami można zdobyć władzę, ale nie można na nich siedzieć".

Może być tak, że nowy dyrektor artystyczny Filharmonii nie będzie miał wiele do powiedzenia. To może odbić się zaś na poziomie artystycznym zespołu. Może być również tak, że uzna, iż swe cele artystyczne może osiągnąć jedynie przez wybicie się na „decyzyjną niepodległość” i konfliktowa kołomyjka z dyrektorem naczelnym zacznie się od nowa.

Dyrektor Tosza nie jest muzykiem lecz polonistą i teatroznawcą, związanym z teatrem m.in. jako reżyser oraz dyrektor. Nie stanowi to oczywiście przeszkody w kierowaniu instytucją muzyczną. Słynny dyrektor Rudolf Bing, kierujący w latach 1950-1972 słynną Metropolitan Opera w Nowym Jorku, również nie był zawodowym muzykiem.

Nie wykluczam, że Bogdan Tosza osiągnie kiedyś tyle co Bing. Doświadczenie polskie pokazuje jednak, że w instytucjach muzycznych lepiej sprawdza się model, w którym naczelne kierownictwo sprawuje człowiek z branży, mający wsparcie w sprawnym zastępcy, posiadającym duże doświadczenie menedżerskie. Tak było w Filharmonii Krakowskiej, gdy w latach 1968-1981 kierował nią dyrygent Jerzy Katlewicz wraz z niezapomnianym dyr. Wiesławem Kolankowskim.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..