Znany krakowski geochemik, weteran spod Monte Cassino, wszedł w 10. dekadę życia. 14 kwietnia ukończył 90 lat.
Ponieważ jubilat jest człowiekiem skromnym, nie rozgłaszał tego szeroko.
- Trudno w tym uśmiechniętym promiennie starszym panu o młodzieńczej sylwetce rozpoznać szacownego profesora, którego biografią można by obdzielić kilka osób - powiedział Jarosław Szarek, historyk.
Urodzony w 1925 r. w Wilnie, ukończył Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta, do którego chodzili również m.in. Czesław Miłosz i Tadeusz Konwicki. Po zajęciu w 1939 r. Wilna przez Sowietów konspirował.
- W kwietniu 1941 r., w wieku 16 lat, został aresztowany. Z więzienia sowieckiego został uwolniony po układzie Sikorski-Majski i wstąpił do Armii Polskiej gen. Andersa. Był tak wycieńczony, że gdy został w 1942 r. ewakuowany ze Związku Sowieckiego, ważył jedynie 42 kilogramy Tu spotkał słynnego niedźwiedzia, zwanego potem "Wojtkiem" spod Monte Cassino - opowiada J. Szarek.
W listopadzie 1942 r., jako 17-letni żołnierz, W. Narębski zameldował się w Palestynie u mjr. Antoniego Chełkowskiego, dowódcy 2. Kompanii Transportowej armii gen. Andersa. Przed namiotem majora zobaczył ze zdziwieniem uwiązanego niedźwiadka.
- Był wówczas wielkości dużego psa. "Jesteś Wojtek? To będziemy mieli w kompanii dwóch Wojtków, bo ten niedźwiedź tak się nazywa. Ty będziesz mały Wojtek, a on duży" - powiedział mi dowódca - wspomina prof. Narębski. - Odtąd, gdy ktoś u nas pytał o Wojtka, uściślano, czy chodzi o małego czy dużego.
Niedźwiedź "Wojtek" stał się zaś nie tylko przyjacielem żołnierzy, ale i symbolem kompanii przemianowanej na 22. Kompanię Zaopatrywania Artylerii. Jego postać z pociskiem artyleryjskim w łapach znalazła się na odznace kompanii. W bitwie pod Monte Cassino pomagał żołnierzom nosić skrzynie z pociskami.
- "Wojtek", który miał formalny stopień szeregowego, przeszedł do legendy. Ma pomnik w krakowskim parku Jordana, napisano o nim kilka książek, nakręcono filmy. Zmarł w 1963 r. w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu - przypomina J. Szarek.
- Nigdy nie mówię, że walczyłem w bitwie pod Monte Cassino. Mówię, że byłem jej uczestnikiem. Bo walczyli ci, którzy mieli broń w ręku - podkreśla prof. Narębski. Życie żołnierzy transportujących ciężarówkami skrzynie z pociskami artyleryjskimi kalibru 140 mm było jednak co dzień narażone nie mniej niż tych, którzy walczyli z karabinem w ręku. Byli bowiem ostrzeliwani przez Niemców i ze względów bezpieczeństwa nocami jechali przy zgaszonych światłach, co z kolei groziło zjazdem z drogi i upadkiem w przepaść.
Po wojnie wrócił do kraju. Ukończył studia chemiczne i w 1953 r. przyjechał do Krakowa. Zaczął się z wielkim powodzeniem zajmować naukowo geochemią i petrologią. - To dziedziny nauki, które - stosując badania chemiczne i fizyczne - starają się poznać genezę poszczególnych skał i minerałów - wyjaśnia prof. Narębski. Prowadził m.in. badania na Spitsbergenie.
Mimo swojego wieku, jest wciąż niezmordowany. Działa w komisjach naukowych Polskiej Akademii Umiejętności, której jest członkiem, w swoim mundurze kaprala podchorążego spod Monte Cassino bierze udział w uroczystościach patriotycznych i spotyka się z młodzieżą, szczególnie z harcerzami. Opowiada im często o "dużym" Wojtku: jak bawił się z żołnierzami, jeździł na dźwigu, pomagał nosić im skrzynki z amunicją, płatał figle, np. wówczas gdy wystraszył na plaży młode Włoszki, chcąc się tylko wykąpać w morzu.