Pielgrzymka to potrzeba duszy, a nie przymus. Idziesz. Nogi bolą, mięśnie mówią dosyć. Bąbel na małym palcu piecze, pięta przy każdym kroku pulsuje jakby miała własne serce. Szaleństwo. Masz już dosyć ale z uśmiechem na ustach idziesz dalej. Niesamowite.
I idziesz. Ludzie śpiewają. Ktoś częstuje cię czekoladą, ktoś pyta, czy wystarczy ci wody. Jeden uśmiech, drugi, pięćdziesiąt następnych. Siadasz pod drzewem na mchu, oddychasz ciężko, zjadasz kanapkę, pijesz wodę i idziesz dalej. Niesamowite. I nagle uświadamiasz sobie, że mimo upału, deszczu, wiatru, pędzących obok samochodów, komara, który właśnie cię ugryzł w szyję, uświadamiasz sobie, że Pan Bóg daje ci akurat tyle siły na ten właśnie dzień, żebyś doszedł tam, gdzie potrzebujesz.
Nasza pielgrzymka jak zawsze rozpoczęła się przy kościele św. Brata Alberta na os Dywizjonu 303 w Krakowie. Zebraliśmy się wcześnie rano, uformowaliśmy zwartą grupę w jednokolorowych koszulkach(tym razem były czerwone) z przesłaniem i wyruszyliśmy w drogę. Szliśmy między blokami, samochodami, po drodze budziliśmy wszystkich śpiewem.
Ludzie machali do nas, uśmiechali się, pozdrawiali. Po drodze jak zawsze spotyka nas samo dobro, a to drożdżówki i ciasteczka, a to kawa i herbata, a to grochówka ze świeżym chlebem, a na końcu trasy.
Zatrzymaliśmy się przy trzech kościołach; na Rybitwach, w Strumianach, w Brzeziu, przy jednym klasztorze sióstr benedyktynek w Staniątkach, aby w końcu dojść do Niegowici, do parafii, w której św. Jan Paweł II spędził rok swojego życia duszpasterskiego.
Pielgrzymkę zakończyliśmy Mszą świętą i małym grillowaniem. Służba porządkowa, służba medyczna, służba muzyczna, piloci, eskorta policyjna, wszyscy, którzy czuwali nad bezpieczeństwem, pięknem i odpowiednią oprawą duchową pielgrzymki zasługują na najwyższe uznanie i podziękowania.