Kasztelan kijowski dzielnie opierał się Szwedom. Podobnie jak 360 lat temu musiał jednak opuścić miasto.
- Polaki! Poddajcie się! Bo jak nie, to złupimy miasto - wołali 20 czerwca pod krakowskim Barbakanem Szwedzi pod wodzą feldmarszałka Arvida Wittenberga, w którego rolę wcielił się Alfred Pyko, regimentarz Podolskiego Regimentu Odprzodowego.
- Król Jan Kazimierz poruczył mi obronę zamku na Wawelu i miasta. Miasta nie oddam aż do odsieczy - odrzekł mu na to Jacek Styrna z Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej,wcielający się w rolę Stefana Czarnieckego, kasztelana kijowskiego.
Wszystko było prawie tak jak 360 lat temu, gdy 25 września 1655 r. król Jan Kazimierz opuścił Kraków zagrożony przez Szwedów.
- Zamku Wawelskiego i miasta broniło ponad 2 tysiące żołnierzy, wspieranych przez drugie tyle mieszczan i studentów Uniwersytetu Krakowskiego - powiedział popularny krakowski kawalerzysta Włodzimierz Wowa Brodecki, który wcielił się w rolę kasztelana krakowskiego.
Szwedzi pod wodzą króla Karola Gustawa i feldmarszałka Wittenberga ponawiali ataki. Odsiecz zaś nie nadchodziła. Na nic zdało się osobiste męstwo Czarnieckiego, który sam brał udział w walkach i został w nich ranny.
- 12 października 1655 r. podjęto rozmowy kapitulacyjne, by oszczędzić miasto i wojsko. Najbardziej kapitulacji opierali się profesorowie Uniwersytetu. W rezultacie wynegocjowano kapitulację honorową. 19 października wojsko polskie pod dowództwem kasztelana Czarnieckiego, z rozpostartymi sztandarami, z bronią i zapalonymi lontami do dział, opuściło Kraków. Szwedzi wraz z Siedmiogrodzianami zostali tu zaś przez dwa lata - powiedział W. Brodecki.
Rekonstruktorzy z Podolskiego Regimentu Odprzodowego postanowili wraz z Krakowskim Biurem Festiwalowym i przy wsparciu Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej postanowili odtworzyć wydarzenia sprzed 360 lat.
- Nasze stowarzyszenie zrzesza 34 osoby z Krakowa i Małopolski. Kultywujemy tradycje militarne oraz obyczaje wieku XVII. Nasi husarze, pancerni i piechota, są wyposażeni szable, muszkiety, hakownice, łuki. Mamy też trzy falkonety czyli niewielkie armaty. Bardzo dobrze współpracuje nam się z p. kustosz Małgorzatą Niechaj z Muzeum Historycznego Maista Krakowa, które oddaje barbakan na potrzeby naszych rekonstrukcji militarnych - powiedział regimentarz A. Pyko.
W strugach deszczu kasztelan kijowski wraz z polskimi żołnierzami dotarł z Wawelu przez Rynek pod Barbakan, by wzmocnić załogę.
- Vivat Czarniecki! Nie damy się Szwedom! - wołano.
Szwedzcy pikinierzy dotarli jednak rychło w ślad za Polakami. Zaczął się ostrzał z muszkietów, potem doszło do walki wręcz. Słychać było huk wystrzałów i szczęk broni. Sam Czarniecki dokazywał szablą. Na walczącymi unosiły się dymy prochowe. Po rozmowach i ustaleniu warunków honorowej kapitulacji, kasztelan wyszedł wraz z żołnierzami oraz damami z Barbakanu i przeszedłszy przez Bramę Floriańską, symbolicznie opuścił Kraków.
- Fraucymer cały? - dopytywał się Czarniecki, spoglądając do tyłu czy damy nie doznały jakiegoś uszczerbku od luterskich Szwedów.
Symbolicznym zaznaczeniem udziału Węgrów z Siedmiogrodu w okupacji Krakowa, był udział grupy rekonstrukcyjnej z Szegedu w siedemnastowiecznych strojach.
Powszechną uwagę zwracali również Ewa i Robert Puławscy z Woli Cyrusowej niedaleko podłódzkich Brzezin, z sokołami na odzianych w rękawice dłoniach.
- Polowania z sokołem były niegdyś częścią obyczaju staropolskiego. Staramy się o nim przypominać, organizując pokazy sokolnicze i uczestnicząc w rozmaitych widowiskach historycznych - powiedzieli E. i R. Puławscy.