Mark Knopfler zagrał w Krakowie dla 15 tysięcy fanów. Udowodnił, że muzyk jest jak wino.
Choć były lider Dire Straits, jednej z najważniejszych grup w historii rocka, już w naszym kraju koncertował cztery razy, i tak z łatwością zapełnił największą halę w Polsce do ostatniego miejsca. Może dlatego, że przez pół wieku grania wychował sobie kilka pokoleń słuchaczy. I wszystkie ściągnęły w poniedziałkowy wieczór do Krakowa.
Koncert był pozbawiony blichtru, zabrakło rozgrzewającej publiczność kapeli i telebimów. Mark Knopfler nie fruwał nad sceną, zmieniał jedynie gitary i klimaty muzyczne. Od dynamicznego rocka, przez folkowe ballady, po country i celtyckie brzmienia, w których ostatnio gustuje. Najwięcej wybrzmiało utworów z najnowszej płyty „Tracker”.
Program był starannie dobrany, emocje wyreżyserowane, włącznie z trzema rewelacyjnymi bisami. Nie zabrakło, oczywiście, największych hitów z repertuaru Dire Straits. Jak by to dziwnie nie zabrzmiało, ten 66-letni gitarzysta, oszczędnie poruszający się po scenie, wciąż potrafi doprowadzać słuchaczy do ekstazy, grając „Sultans of Swing” czy „Romeo and Juliet”. To zasługa doskonałej formy muzycznej i świetnej dyspozycji głosowej. Może dlatego, że głosem przesadnie nie szafuje, jego „Brothers in Arms” brzmi dokładnie tak samo, jak 30 lat temu.
Koncert zachwycił publiczność także ze względu na świetny zespół towarzyszący gitarzyście. Muzycy sesyjni od lat grający z Knopflerem dawali w Krakowie indywidualne popisy, a większość najbardziej znanych utworów momentami zamieniała się w jam session.
Mark Knopfler to wielokrotny zdobywca Grammy, na swoim koncie ma ponad 100 milionów sprzedanych płyt. Jego nazwiskiem sygnowana jest odmiana gitary Fender Stratocaster oraz... dinozaur - Masiakasaurus knopfleri. Urodził się w Glasgow, jest magistrem anglistyki Uniwersytetu w Leeds i - zdaniem ekspertów - jednym z 25 najlepszych gitarzystów na świecie.