W Krakowie odbył się przedpremierowy pokaz "Małego księcia". To film, który chwyta za serce i dotyka duszy.
Dla dorosłych, którzy we wtorek przyszli do Cinema City Podgórze, wieczorny seans był powrotem do dzieciństwa (bo przecież na "Małym księciu" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego wychowało się niejedno pokolenie), ale też okazją do refleksji nad tym, co w życiu jest najważniejsze.
Dla osób nieco młodszych film w reżyserii Marka Osborna był wspaniałą okazją do odkrycia dzieła klasyki światowej literatury w nowym, nieznanym dotąd wydaniu. Wychodząc z kina, nikt więc nie mógł pozostać obojętnym na prawdy przypomniane przez animowane postaci, które z wielkiego ekranu mówiły, że "oswoić, to znaczy stworzyć więzy" oraz że "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, bo dobrze widzi się tylko sercem".
Film nie jest kopią książki w skali 1:1, co było widać już w jego zwiastunach. Jest raczej porywającą, autorską interpretacją dzieła Exupéry'ego, która zabiera widzów w zaskakującą podróż w czasie: pomiędzy smutną do bólu współczesnością, a rzeczywistością z innej planety.
Główną bohaterką jest mała dziewczynka, która za dwa tygodnie skończy 9 lat. Na urodziny od swojej zaborczej i apodyktycznej matki dostanie... mikroskop. Bo co innego lepiej przyda się "korpo-córci", która właśnie dostała się do prestiżowej szkoły otwierającej drogę do przyszłej kariery? Mama zaplanowała bowiem dziewczynce całe dzieciństwo: każdą minutę, godzinę, miesiące, lata. A wszystko po to, by "korpo-córcia" w przyszłości była "wspaniałą dorosłą" i aby odniosła sukces.
Idyllę obmyśloną przez wiecznie zapracowaną matkę burzy jednak nowy, ekscentryczny nieco sąsiad (książkowy pilot, który na pustyni spotkał Małego Księcia). Widząc, jak dziewczynka spędza wakacje nad książkami, wrzuca jej przez okno papierowy samolocik - pierwszą stronę "Małego księcia”. Potem podsyła kolejne strony, a tymczasem zaprzyjaźnia się z małą i rezolutną sąsiadką, opowiadając jej o sprawach, o których wcześniej nie miała pojęcia. Bo i jak można wiedzieć, co to przyjaźń, gdy spotkanie z "nowym przyjacielem" ma się zaplanowane na... za rok? Wcześniej nie ma na to czasu.
Dziewczynka stopniowo zaczyna więc odkrywać mądrość pozostawioną ludziom przez blondwłosego przybysza z Asteroidy B612 i od tego momentu nic już nie jest takie, jak było. Wkrótce okazuje się, że "korpo-córcia" już nie chce być podporządkowana matce. Gdy nikt nie widzi, wraz z lisem-maskotką, który i jej dał się oswoić, odbywa podróż śladami Małego Księcia. Wszędzie spotyka "dziwnych" dorosłych, którzy zapomnieli, że kiedyś byli dziećmi, i dla których liczą się tylko: władza, próżność, kariera, słupki, wykresy i mnóstwo nikomu niepotrzebnych spraw. Nie znają oni przyjaźni, miłości i innych międzyludzkich relacji. Nawet sam Mały Książę stał się "Panem Księciem", czyści dachy wieżowców i zapomniał o swojej róży. Kiedyś odszedł od niej, choć przecież się kochali, lecz byli zbyt młodzi, by wiedzieć, jak tę miłość pielęgnować.
Jak kończy się ta opowieść? O tym warto przekonać się osobiście. "Mały książę" do kin wchodzi już w piątek 7 sierpnia.