Prezydent Krakowa zamierza powołać na stanowisko dyrektora Muzeum AK osobę, która, szefując Muzeum Śląskiemu w Katowicach, wywoływała wiele kontrowersji.
Ledwie ucichła burza wokół powołania przez Jacka Majchrowskiego i odwołania po 6 dniach ze stanowiska szefa ważnej instytucji miejskiej człowieka z 13 aktami oskarżenia na koncie, szykuje się kolejna burza pod Wawelem.
Z dobrze poinformowanych źródeł dowiedzieliśmy się, że prezydent Majchrowski wysłał 3 sierpnia do marszałka województwa małopolskiego Marka Sowy pismo proszące o wyrażenie zgody na objęcie przez Leszka Jodlińskiego funkcji dyrektora Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie. Muzeum jest bowiem swoistym kondominium samorządów krakowskiego i małopolskiego. Placówką kierował przez ostatnie dwa lata dr hab. Janusz Mierzwa, historyk z UJ.
Dotychczasowy przebieg pracy L. Jodlińskiego nie bardzo jednak predestynuje go do kierowania specyficzną placówką muzealną, jaką jest Muzeum AK. Jego szefowanie Muzeum Śląskim w Katowicach zaowocowało wieloma kontrowersjami.
Miłośnicy filmów Stanisława Barei pamiętają zapewne scenę z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, gdy pani domu na pytanie „Marysi”, kim jest jej mąż, odpowiada: „Mój mąż...mój mąż jest z zawodu dyrektorem”.
Można by tak chyba określić również samego Leszka Jodlińskiego. Z wykształcenia historyk sztuki, w 1998 r. został wicedyrektorem sekretariatu Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, w roku następnym został dyrektorem Departamentu Współpracy Międzynarodowej i promocji w małopolskim Urzędzie Marszałkowskim. W latach 2001-2002 był dyrektorem Departamentu Integracji Europejskiej i Współpracy z Zagranicą w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej w Warszawie. Potem dyrektorował projektowi Rok Polski w Austrii. W latach 2003-2008 był dyrektorem muzeum w Gliwicach, zaś w latach 2008-2013 - dyrektorem Muzeum Śląskiego w Katowicach. Obecnie jest naczelnikiem Wydziału Marketingu i Komunikacji w Muzeum Ziemi Śląskiej w Opawie w Czechach.
Niewykluczone, że gdyby marszałek Sowa zaakceptował jego kandydaturę na stanowisko dyrektora Muzeum AK, naczelnik Jodliński pożegna się ze współpracownikami w Opawie słowami „dyrektora z zawodu” z filmu Barei: „W pierwszym rzędzie chciałem podziękować za naszą, prawda, współpracę i zakomunikować, że niestety, ale ja przechodzę teraz do innej roboty, bo powierzono mi bardzo odpowiedzialny inny odcinek pracy”.
Specyfika danego muzeum jest istotna przy mianowaniu jego szefów. Gdyby było inaczej, to np. Masza Potocka, szefująca obecnie MOCAK-owi, Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, mogłaby być równie dobrze dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Czy Leszek Jodliński wyczuwałby specyfikę muzeum, którym ma kierować? Ma on bardzo nowoczesne wizje przedstawiania historii, wychodzące poza „zaściankowe”, narodowe widzenie przeszłości. Kluczem do wystawy w Muzeum Śląskim było przedstawienie modernizacji Śląska w czasach pruskich. Powstania śląskie były zaś jedynie „wojną domową”.
„W powszechnej świadomości mieszkańców Polski, G[órny]. Śląsk jest więc dzisiaj »czytany« nadal jednostronnie, z użyciem tradycyjnych form repertuaru patriotycznego i pseudopatriotycznego, nieczytelnych dla młodego pokolenia i ignorujących kompletnie fakt, iż tożsamość nowoczesna (lub ponowoczesna) to tożsamość wyboru, to wyjście poza dogmat miejsca, przestrzeni, wspólnoty języka” – napisał L. Jodliński na swoim blogu (jodlowanie.pl), w części „P jak Polityka”.
Obawiam się, że z takim podejściem mógłby przedstawiać działalność AK jako przeszkadzającą w modernizacji próbę „zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie”. Tak bowiem, zgodnie z rozporządzeniem Hansa Franka z 1943 r., określano działania osób, które nie wykonywały zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych. Karano je śmiercią.
Lepiej więc niech dyrektor Jodliński działa dalej chwalebnie na niwie marketingu i komunikacji w śląskiej Opawie w Czechach, a dyrektorem Muzeum AK zostanie zaś ktoś, kto doświadczenie muzealnika łączy ze znajomością specyficznego tematu, jaki obejmuje swoim zasięgiem Muzeum AK. Kandydatów by nie zabrakło. Przypominam Panu Prezydentowi, że dwa lata temu konkurs na stanowisko dyrektora wygrał Tadeusz Żaba, ale nie został przez niego powołany. Dobrym kandydatem mógłby być również np. Jacek Salwiński, historyk, muzealnik, wicedyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, niegdysiejszy szef oddziału tegoż muzeum przy ul. Pomorskiej, przedstawiającego niemiecki terror w Krakowie czasów II wojny światowej i jego ofiary. Dziwię się, że prezydent Majchrowski, mający dobre wyczucie spraw najnowszej historii Polski, autor monografii I Kompanii Kadrowej, chce podjąć taką dziwaczną decyzję kadrową.
Dodam na koniec, że nie mam żadnych osobistych uprzedzeń wobec Leszka Jodlińskiego. Sądząc z kolejnych wpisów w niepolitycznej części jego bloga, jest on bowiem świetnym obserwatorem rzeczywistości, którą ogląda podczas swoich krajoznawczych podróży. Do kolejnych takich not „nieśpiesznego przechodnia” będę wracał.
Czy dyrektor Jodliński przeczyta jednak moje uwagi? Wątpię. Jak sam bowiem stwierdził w notce blogowej: „»Gość« w dom, »Niedzielny« za drzwi”, „z ulgą stwierdzam, że na szczęście nic mnie nie łączy z rzeczywistością (a raczej jej ułudą) reprezentowaną przez »Gościa«. (...) I już ani słowa o »Gościu«. Jest już w koszu, gdzie jego miejsce. Jeszcze »Enter« i kosz też już wyczyszczony”.
Czytaj także: