W 80. rocznicę objawienia przez Jezusa św. s. Faustynie Koronki do Miłosierdzia Bożego w klasztornej kaplicy w Łagiewnikach odbyło się modlitewne czuwanie z Apostołką Bożego Miłosierdzia.
W niedzielny wieczór gośćmi specjalnymi czuwania byli Krzysztof Antkowiak oraz o. Łukasz Buksa OFM, którzy wykonali swoje aranżacje koronki. Jego uczestnicy przed Najświętszym Sakramentem modlili się w intencji przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży, pokoju na świecie, Roku Miłosierdzia i uchodźców, którzy szukają swojego miejsca na ziemi.
- Ten wieczór ma być wieczorem modlitwy, a ta kaplica ma się nią wypełnić, bo w rocznicę objawienia przez Jezusa św. s. Faustynie słów Koronki do Bożego Miłosierdzia chcemy z całą mocą modlić się tą bliską Chrystusowi modlitwą - mówiła s. Gaudia Skass ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, witając wszystkich, którzy przyszli do kaplicy, i tych, którzy łączyli się z Łagiewnikami za pomocą internetu - w kraju i za granicą.
Tłumacząc, czym tak naprawę jest Koronka do Miłosierdzia Bożego, wyjaśniła, w jakich okolicznościach Jezus przekazał Faustynie te słowa. Równo 80 lat temu to też był wieczór, a Faustyna była sama w swojej celi. - Wtedy 13 września wypadał w piątek. Nie jest więc to pechowy dzień, ale dzień, gdy Bóg objawił światu modlitwę, dzięki której ludzie na całym świecie wyprosili już miliony łask. Koronkę przetłumaczono już bowiem na ogromną liczbę języków, także dialektów, m.in. plemienia indiańskiego - zauważyła s. Gaudia.
Po pierwszym odmówieniu koronki św. s. Faustyna zapisała w swym "Dzienniczku", że z taką mocą jeszcze się nie modliła. Przed objawieniem widziała bowiem potężnego anioła, wykonawcę gniewu Bożego, który stał na obłoku, i z którego wychodziły pioruny idące prosto do rąk anioła. - Faustyna przeczuwała, co miało się dziać, że anioł miał ukarać świat za grzechy, dlatego prosiła go, by tego nie robił, bo ludzie się nawrócą. Była przerażona, choć wiedziała, że to nie Bóg jest inicjatorem kary, ale sam człowiek - poprzez grzechy, które pociągają za sobą tragiczne konsekwencje. Wtedy objawił się jej Jezus, który powierzył jej słowa modlitwy. Po jej odmówieniu zakonnica widziała już tylko bezsilność anioła - opowiadała s. Skass.
Jak dodała, współczesny człowiek ma zły obraz miłosiernego Boga. On nie jest bowiem dobrotliwym dziadkiem, ale odpowiedzialnym rodzicem, ojcem, który chwyta za rękę, gdy widzi, że dziecko pakuje się w kłopoty. Ten odpowiedzialny Ojciec swoim dzieciom może dać wszystko, o co Go poproszą. Tak obiecał, dając ludzkości tę modlitwę. Warunek jest jeden - prośby muszą być zgodne z wolą Boga.
S. Gaudia przypominała też, by pamiętać, że odmawiając koronkę, modlimy się do Ojca, ofiarowując Mu całego Jezusa. - Jakim prawem tak się dzieje? Na chrzcie świętym otrzymaliśmy godność dzieci Bożych. Uczestniczymy więc w kapłaństwie Chrystusa i możemy składać Go w duchowej ofierze. Inaczej, stając przed Bogiem, mielibyśmy puste ręce, bo żadne dobre uczynki nie przewyższą ofiary, jaką za nas poniósł Jezus. To Jezus spłaca nasz dług, a Ojciec staje przy nas i patrzy na nas przez pryzmat ran Syna. Koronka w niesamowity sposób poszerza też nasze serca na innych ludzi, żywych i umarłych, będących jeszcze czyśćcu, oraz na cały świat - na tych, którzy miłosierdzia potrzebują - podkreślała zakonnica.
Poruszająco zabrzmiało też kilka świadectw osób, które namacalnie doświadczyły Bożego miłosierdzia. Pewna kobieta 19 lutego br., wyjeżdżając autem z domu, zaczęła odmawiać koronkę. Nagle na oblodzonej drodze straciła panowanie nad autem, ale poczuła, jak coś pchnęło samochód i nie wylądowała na drzewie, w kierunku którego toczyło się auto, tylko w rowie. Z wypadku wyszła prawie bez szwanku. Nie ma wątpliwości, że mogła zginąć i że uratował ją Jezus Miłosierny.