Mnożą się pytania o koszty związane z organizacją ŚDM. Ciekawe, kiedy wreszcie zacznie się mówić o zyskach?
W czwartek w Krakowie odbyła się konferencja prasowa środowisk zatroskanych o przejrzystość finansów Światowych Dni Młodzieży. W tle są, oczywiście, nadchodzące wybory i kokietowanie antyklerykalnego elektoratu. Narracja takich wystąpień jest klasyczna: oto kosztowna impreza organizowana dla katolików, na którą mają łożyć mieszkańcy Krakowa (w domyśle: są to zbiory rozłączne).
Nigdy dość powtarzania, że ŚDM będą sfinansowane z datków wiernych. Koszt wszystkiego, co będzie się działo w sferze sacrum, pokryją składki uczestników spotkania oraz cztery zbiórki organizowane we wszystkich kościołach kraju. Gmina Kraków nie ma w planach żadnej inwestycji, która byłaby związana jedynie z przyszłorocznym wydarzeniem. Wszystko, co dotyczy infrastruktury miejskiej, i tak miało zostać zrealizowane, bo będzie służyć mieszkańcom (z katolikami włącznie) i turystom.
Są, oczywiście, wydatki związane z logistyką i utrzymaniem porządku w mieście podczas trwania ŚDM. Jest oczywiste, że powinny je ponieść solidarnie władze miasta, państwa i regionu. Nie tylko dlatego, że przybywa głowa państwa watykańskiego, a całe wydarzenie ma wymiar globalny, nie lokalny. Nie tylko ze względu na wynikający stąd obowiązek, ale i przyjemność - równie wymierną, co poniesione wydatki.
Jak wiadomo, Madryt w 2011 roku dołożył do Światowych Dni Młodzieży 50 mln euro, a zarobił na nich trzy razy tyle. Zyski, jakie czerpać będą Kraków, Małopolska i Polska, są dziś trudne do oszacowania, ale pewne. Zarówno w bliższej, jak i dalszej perspektywie. Mieszkańcy krócej będą czekać na drogi, kładki, chodniki i remonty. Branże gastronomiczną, turystyczną i handel czeka hossa, wobec której obawy o tłok i dyskomfort wydają się doprawdy małostkowe. Także minister finansów może już zacierać ręce, biorąc choćby pod uwagę nadzwyczajne wpływy z podatku VAT, jakie będzie miał z tytułu konsumpcji oraz sprzedaży towarów i usług.
To żenujące, że rząd nie złożył dotąd w sprawie swojego konkretnego zaangażowania w organizację ŚDM żadnych jasnych deklaracji. To wstyd, że nie słyszymy o związanych z tym wydarzeniem projektach promocji regionu i kraju. Podczas niedawnego wyjazdowego krakowskiego posiedzenia rządu dostaliśmy jedynie deklarację, że „rząd jest do dyspozycji, bo to ważna, światowa impreza”.
W krakowskich mediach trwa licytacja, jak wielka jest dziura w budżecie miasta związana z ŚDM. Jedni piszą, że wynosi ona 80, inni, że 171 milionów. Można jeszcze dorzucić kilka innych, dowolnie wylosowanych liczb, choćby dlatego, że na razie wszystkie agendy, jednostki i urzędy jedynie szacują, ile to mogłyby wydać... pod szyldem ŚDM. Bo w gruncie rzeczy one też kombinują, jak na tym wydarzeniu zarobić.