Katecheta – ksiądz, siostra czy świecki – coraz rzadziej ma możliwości korzystania z autorytetu religii, czyli naturalnego przekonania, że to jest ważne.
Często jest wręcz odwrotnie. Dzieci, instynktownie czując słabe ogniwo (bo matematyka jest ważna, a religia nie całkiem obowiązkowa), wystawiają katechetów „na próbę”. Na dodatek, jak pisałem ostatnio, na lekcje przychodzą różni, również nieprzekonani, a nawet wrogo nastawieni. Wygląda to trochę tak, jakby żeglarz wciąż żeglował przy złej pogodzie. Ile można? Zapewne niejeden katecheta zadaje sobie takie pytanie.
Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści