W środę 18 listopada w centrum miasta odbył się marsz przeciwników przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu. Była też kontrmanifestacja.
Wieczorem kilkaset osób zebrało się na krakowskim Rynku Głównym, by wspólnie przejść ulicami Sienną i Stolarską pod ambasadę Stanów Zjednoczonych, a następnie tą samą trasą wrócić przed pomnik Adama Mickiewicza.
"USA - imperium zła", "Płaczą Niemcy, płacze Francja, tak się kończy tolerancja", Wielka Polska katolicka", "Śmierć Państwu Islamskiemu" - skandowali uczestnicy pochodu. Pojawiały się także bardziej agresywne, wulgarne okrzyki, inicjowane nie przez organizatorów, ale przez samych uczestników pochodu.
Na czele marszu niesiono natomiast transparent: "Polak z Kresów nic nie znaczy, gdy imigrant pragnie kasy. Stop islamizacji".
- Jest to marsz przeciwko islamowi, ale islamowi, który jest dewastacyjny, niszczący. Taki obecnie króluje w Państwie Islamskim - mówił jeden z uczestników manifestacji. Dodał, że napływ imigrantów może spowodować powstanie gett i stref, do których Polacy będą bali się zapuszczać. - Mamy prawo się temu sprzeciwiać, więc będziemy się sprzeciwiać. Będą pikiety, będziemy starali się walczyć o swoją rację bytu - przekonywał.
Przedstawiciele grup organizujących marsz przekonywali w jego trakcie m.in., że ostatnie zamachy w Paryżu to efekt "zabójczej polityki imigracyjnej Francji i innych krajów Zachodu", oraz że ofiar terrorystów byłoby znacznie mniej, gdyby zniesiono ograniczenia w dostępie do broni, a Francuzi byli "wolnymi, uzbrojonymi ludźmi". - Dla nas jest jasne, w kontekście napływu islamskich terrorystów, że społeczeństwo bezpieczne to społeczeństwo uzbrojone - mówił przedstawiciel Młodzieży Wszechpolskiej.
Na rynku pojawiła się także - bardzo nieliczna - kontrmanifestacja, której uczestnicy przygotowali m.in. transparent z hasłem: "Każdy imigrant to potencjalny terrorysta - zamachowcy z Paryża chcą, żebyśmy tak myśleli. Nie w moim imieniu. Kraków Przeciwko Nienawiści".