Na początku chciałem być dobry. A na pewno na początku mojego kapłaństwa. Okazało się, że wielu ludzi tego potrzebowało i praktycznie byłem „rozszarpywany na kawałki”. Od rana do nocy ktoś czegoś ode mnie chciał. A ja dawałem.
To, że po drodze mdlałem itd., nie jest ważne. Jakoś tam się z tym przemęczałem. Ale z czasem, z kolejnymi akcjami ratunkowymi i dostarczaniem dla bliźnich dobra powracało pytanie, czy ja mądrze pomagam. To znaczy – wracali do mnie ci, którym już raz pomogłem, i znowu, i znowu. Jakby nie mogli żyć bez mojej pomocy. Praktycznie nikogo nie ubywało, ale za to pojawiał się ktoś nowy. Zacząłem sobie więc zadawać pytanie, czy naprawdę nie mogą żyć bez mojej pomocy. A gdybym nagle zniknął?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.