Prezes Kopalni Soli "Wieliczka" został odwołany ze stanowiska przed końcem kadencji. Szkoda, bo dobrze zarządzał słynną kopalnią.
Traktowanie stanowisk kierowniczych w spółkach Skarbu Państwa jako łupów politycznych nie jest niczym nowym. Po kolejnych zmianach władzy w kraju następują wcześniej czy później zmiany w zarządach spółek państwowych. Jedne przed końcem kadencji odwoływanych osób, inne zaś przy okazji nowych konkursów na stanowiska.
Tym razem padło na Kajetana d’Obyrna, od marca 2009 r. szefującego zarządowi saliny wielickiej. Został odwołany przed Radę Nadzorczą i 1 lutego pożegna się z fotelem prezesa.
Pod względem politycznym d’Obyrn nie był człowiekiem znikąd. Przed objęciem funkcji w Wieliczce był przez wiele lat prominentnym działaczem krakowskiej Platformy Obywatelskiej, aktywnym radnym miejskim. Na pewno miało to znaczenie przy głosowaniu w Radzie Nadzorczej spółki w czasach, gdy ministrem Skarbu Państwa był Aleksander Grad z PO. D’Obyrn wygrał przy tym dopiero trzeci konkurs na kolejną kadencję prezesa. Dwa poprzednie były unieważniane. Najwięcej głosów miał w nich uzyskiwać dotychczasowy wieloletni szef kopalni w Wieliczce Zbigniew Zarębski. Ponieważ był wcześniej działaczem Porozumienia Centrum, mógł być nomen omen solą w oku ówczesnych władz politycznych. Zarębskiemu na pewno zaszkodziły tezy sporządzonego w 2008 r. raportu ekspertów, z którego wynikało, że zablokowanie przez ówczesne szefostwo kopalni kontrolowanego wypływu wód przez tamę na chodniku „Mina” może zagrozić w rezultacie zalaniem kopalni.
Przypomnijmy, że w 1992 r. w rejonie „Miny” nastąpił gwałtowny i niekontrolowany wypływ wód solankowych, które poczyniły duże zniszczenia pod ziemią i na powierzchni. Do Wieliczki przestały wówczas m.in. jeździć pociągi, gdyż zapadła się ziemia pod torami. Falę wody zahamowano, budując tamę, przez którą jednak upuszczano nadmiar zbierającej się za tamą solanki.
Władze kopalni nie zgadzały się w 2008 r. z kategorycznymi wnioskami raportu ekspertów, niemniej Zbigniew Zarębski w trzecim konkursie już nie wystartował.
Tymczasem Kajetan d’Obyrn okazał się bardzo dobrym gospodarzem kopalni wielickiej. Za jego rządów ten unikatowy zabytek przemysłu, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego, odwiedziły rekordowe liczby ludzi. W 2015 r. windami kopalnianymi zjechało w dół 1,39 mln osób! To o 42 proc. więcej niż w roku 2009.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że by turyści mogli spokojnie odwiedzać stare komory i chodniki kopalniane, na dole musi trwać codzienna praca przy odwadnianiu kopalni, zabezpieczaniu chodników i komór, likwidowaniu wyrobisk, które nie mają charakteru zabytkowego. Tutaj d’Obyrn, który jest fachowcem, pracownikiem naukowym Politechniki Krakowskiej z doktoratem z hydrogeologii i habilitacją z górnictwa, z dużym sukcesem nadzorował te wszystkie prace techniczne.
Początki dobrej organizacji wyniósł z harcerstwa. To przecież niegdysiejszy „Kajo”, szczepowy Szczepu „Krywań” przy Szkole Podstawowej nr 8 w Zakopanem, działacz niezależnych Kręgów Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego, drużynowy KIHAM Zakopane, uczestnik jubileuszowego zlotu 70-lecia harcerstwa na krakowskich Błoniach we wrześniu 1981 r. i harcerskiej „Białej Służby” w trakcie pielgrzymki Jana Pawła do Częstochowy w 1983 r.
Szkoda więc pana Kajetana. Szkoda, że musiał odejść przed końcem kadencji. Nie przekonują mnie jednak ci, którzy leją z tego powodu krokodyle łzy, nie mrugnąwszy nawet okiem wówczas, gdy w czasach poprzedniej władzy z powodów politycznych odwoływano inne osoby w spółkach państwowych.
Teraz do konkursu na szefa kopalni wielickiej staną inne osoby. Mam nadzieję, że nowe kierownictwo kopalni wielickiej nie będzie jednak małostkowe i pamiętając o bezsprzecznych zasługach d’Obyrna, nie zapomni zapraszać go choćby na coroczne obchody Barbórki.