Na planie zdjęciowym zagrali u boku gwiazd. To nic, że efektów ciężkiej pracy nie zobaczą. I tak wiedzą, że mogą być z siebie dumni.
Najpierw była Scena Moliere przy ul. Szewskiej w Krakowie i pierwsze próby z udziałem niepełnosprawnych aktorów. Wtedy jeszcze amatorów. Potem realizowane z dużym rozmachem spektakle, m.in. adaptacje dzieł Karola Wojtyły, w których żywa gra splatała się z sekwencjami filmowymi. Teraz niewidomi i niedowidzący aktorzy, którzy amatorami już dawno nie są, zrobili pełnometrażowy film „Marzenie”. Opowiadają w nim o samych sobie i poszukiwaniach swojego miejsca na ziemi. Konkretnie: miejsca, które stałoby się siedzibą Sceny Moliere oraz ITAN, czyli Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego, i w którym mogliby tworzyć kolejne projekty.
Bez taryfy ulgowej
– Pomiędzy moimi aktorami, którzy w różnym momencie życia stracili wzrok, i z których 16 bierze czynny udział w każdej produkcji, a aktorami profesjonalnymi stawiam znak równości. Wielu z nich ma już 10-letni staż, zagrało w 10 różnych produkcjach, przeszło trwającą 22 miesiące szkołę teatralną. Są świetni – zapewnia Artur Dziurman, reżyser, aktor telewizyjny i filmowy, który z niepełnosprawnymi artystami pracuje od 2004 r., wkładając w to mnóstwo serca i pasji. – Od samego początku w naszym teatrze nie ma żadnej taryfy ulgowej, ale właśnie to aktorzy cenią najbardziej – że wymagam od nich jak od zawodowców. Sztuka otwarła ich na świat – przekonuje, a potwierdzeniem jego słów są liczby. Większość spektakli ITAN – jedyny taki teatr w Polsce – wystawiał co najmniej kilkadziesiąt razy – w Krakowie, całej Polsce i za granicą. – „Brata naszego Boga” zagraliśmy już nawet 112 razy. Ostatnio zrealizowaliśmy też dwa nowe spektakle – „Wesele” w reżyserii Beaty Paluch oraz „Hioba” – wylicza A. Dziurman i dodaje, że sukces teatru to zasługa całego zespołu, a w szczególności Danusi Damek, która jest zarówno aktorką ITAN, jak i koordynatorką projektu (wyspecjalizowała się w pisaniu wniosków o granty), a ostatnio także kierowniczką produkcji filmu „Marzenie”.
Pomysły aż kwitną
Mówiąc pół żartem, pół serio, niepełnosprawni aktorzy problemów nie widzą. Wiedzą jednak, że choć talent mają i są doceniani wszędzie, gdzie tylko pojadą, to ze znalezieniem w Krakowie swojej siedziby mają potężny kłopot. Od lat pukają i o przychylność proszą różne ważne osoby i instytucje. Bez skutku. Do drzwi nowej władzy też już pukać zaczęli. Z jakim efektem? Czas pokaże. Póki co, od kilku lat ITAN korzysta z gościny proboszcza parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach (obecnie ks. Zygmunta Kostki SDB), który wynajmuje teatrowi pomieszczenia na próby i spektakle. – Nie mamy jednak własnej sceny, garderoby, łazienki, zaplecza, nie możemy zapewnić ludziom etatów, a potrzebujemy osób, które profesjonalnie zajęłyby się dystrybucją spektakli, promocją, a nawet sprzątaniem. Wystarczyłoby na to 5 etatów plus etaty dla aktorów, którzy w innym miejscu pracy nie znajdą, a tu mieliby zatrudnienie w ramach umowy z PFRON – mówi D. Damek. Gdyby własne miejsce udało się w końcu znaleźć, to pomysły na to, by przyniosło ono dochód (i pozwoliło opłacić czynsz i media) w głowie A. Dziurmana aż kwitną: – Kilka lat temu ITAN był w Zagrzebiu na międzynarodowym festiwalu teatrów, w których grają osoby niewidzące. Chcielibyśmy przenieść go do Krakowa i organizować co dwa lata. Dla miasta byłaby to kolejna szansa na promocję w świecie. Mam też koncepcję szkoły teatralnej – nie tylko dla niewidomych, ale także dla adeptów tej sztuki, którzy chcą np. zdawać na PWST, by mieli tu kursy przygotowawcze – tłumaczy. Na razie Małopolskę promować będzie „Marzenie”, do którego zdjęcia kręcone były zarówno w Krakowie, jak i Wadowicach, Myślenicach oraz Skawinie.
Jak równy z równym
Pomysł na film pojawił się podczas prac nad kolejnymi spektaklami. – Pomyśleliśmy, że skoro aktorzy są już obyci z kamerami, a sekwencje filmowe świetnie się udają, to może czas na kino. Napisaliśmy wniosek do Fundacji Stefana Batorego, która przyznała nam dotację, a dzięki wsparciu różnych sponsorów udało się zebrać prawie 600 tys. zł – opowiada A. Dziurman, którego życiową dewizą są słowa, że nie ma rzeczy niemożliwych. Niektóre tylko długo trwają i mogą zniechęcać. – Mnie zniechęcają na dwie godziny i brnę dalej – śmieje się reżyser. Skoro pomysł na fabułę był, bo napisało ją samo życie (czyli marzenia o siedzibie ITAN, które przeplatają się z opowieściami o losach bohaterów), była też grupa ludzi gotowych do pracy i odrobina pieniędzy, to brnąć trzeba było. Co więcej, zawodowi aktorzy zgadzali się zagrać w produkcji za połowę stawki – wszyscy bez wyjątku. Dzięki temu niepełnosprawni aktorzy przeżyli niezwykłą przygodę, współpracując na planie – jak równy z równym – m.in. z Maciejem Damięckim, Tadeuszem Hukiem, Jarosławem Boberkiem, Dorotą Pomykałą, Dariuszem Gnatowskim, Maciejem Jackowskim, Iwoną Chamielec czy Magdaleną Sokołowską. – Ja gram scenę z Anną Korcz, która jest moją szefową, dyrektorką banku. Zwalnia mnie, bo kilka razy pomyliłam się na kasie, choć próbuje przekonać, że mnie awansuje na stanowisko telemarketera – opowiada D. Damek. Z kolei Krzysztof Globisz, który po przebytym udarze mózgu i ciężkiej rehabilitacji powoli wraca na scenę, w filmie wystąpił całkowicie charytatywnie, a swoją pogodą ducha dostarczył ekipie wielu wzruszeń. Jego rola jest bardzo subtelna – pojawia się więc w tzw. sennych sekwencjach: jest obok bohaterów, uśmiecha się, obserwuje sytuację, z aprobatą kiwa głową... Pierwszy pokaz „Marzenia” odbędzie się 23 kwietnia w Myślenicach, a 28 kwietnia film zobaczy Warszawa. Do filmu powstanie też audiodeskrypcja, którą napisze Jakub Kłeczek,
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się