O wierze, która jest w każdym oddechu, zachwycie nad wschodami słońca, prawdziwych listach i kobiecym pięknie opowiadała w Krakowie w Dniu Kobiet Anna Dymna.
Anny Dymnej przedstawiać nie trzeba. Od 45 lat zachwyca na szklanym ekranie i deskach teatralnych. W 2003 r. postanowiła wykorzystać to, że jest osobą publiczną, by komuś pomóc. Założyła Fundację Anny Dymnej "Mimo wszystko" i została jej wolontariuszką.
Opowiedziała o tym 8 marca w krakowskim seminarium, w ramach cyklu spotkań "Ich Areopag Wiary". - Pomyślałam sobie, że mam taką szansę, iż mogę uświadomić społeczeństwo, że człowiek niepełnosprawny jest taki sam jak ja, jak wy wszyscy. To jest normalny człowiek, który ma talenty, marzenia, uczucia, ambicje - choć nie ma nóg, nie widzi, nie słyszy czasem. To są ludzie pełni radości, pasji, tylko my się ich boimy, bo inaczej wyglądają. Boimy się tego, co jest inne - zauważyła.
Podkreśliła też, że to właśnie aktorstwo szczególnie uwrażliwiło ją na drugiego człowieka. - Ja od 45 lat zastanawiam się nad uczuciami człowieka, nad mechanizmami jego działania. Nikogo nie potępiam, staram się go zrozumieć. To chyba doprowadziło mnie do tego, że pewnego dnia stanęłam przy człowieku niepełnosprawnym, który się dziwnie zachowywał, i też go nie potępiłam, tylko się do niego zbliżyłam, zaczęłam z nim rozmawiać i w ten sposób się to połączyło - opowiadała aktorka.
Podczas wtorkowego spotkania wspominała również dzieciństwo, czyli czas przyglądania się światu. - Moja mama, gdy byłam małą dziewczynką, nauczyła mnie patrzeć dookoła na małe rzeczy i się nimi zachwycać. To zostało we mnie do tej pory. Lubię wstać o 6.00 rano - patrzę na wschód słońca i umiem się tym zachwycić - mówiła.
Aktorka zachęcała także, byśmy starali się pomagać, bo dookoła nas jest wielu bezradnych ludzi. Przekonuje się o tym za każdym razem, gdy dostaje - jak powiedziała - prawdziwy list. Kiedyś napisał do niej ojciec 5 dzieci, którego żona zmarła na raka. Dzieci chodziły do szkoły na zmianę, bo nie miały tylu par butów. Jedyne, co im zostało, to telewizor, w którym zobaczyli A. Dymną i ją pokochali. W końcu musieli ten telewizor sprzedać, bo nie mieli co jeść. Niestety, aktorka nie mogła im pomóc - na kopercie nie było adresu zwrotnego. Nigdy nie dowiedziała się, gdzie mieszka ta rodzina.
- Każdy życzliwy gest w kierunku takiej osoby, która nie może sobie poradzić, jest zbawienny. Nasz świat jest zupełnie inny, kiedy sobie ludzie pomagają. Czasem wystarczy uśmiech, czasem 100 zł, a czasem trzeba nazbierać kilkaset tysięcy. Trzeba walczyć o każdy oddech, o każde życie - podkreślała.
Zapytana o wiarę, A. Dymna powiedziała, że wiara jest wszędzie, ale nie lubi o niej mówić, bo czasem słowa zabijają sens wszystkiego. - Ja wierzę, że to, co się tutaj dzieje, ma sens, jest po coś, że warto. Ja bym mówiła dziwne rzeczy, gdybym miała mówić, gdzie jest moja wiara. Ale jest chyba w każdym oddechu - podsumowała.
W drugiej części spotkania aktorka cierpliwie odpowiadała na pytania słuchaczy. Udzieliła m.in. rad początkującym dziennikarzom, a zapytana o to, czym jest dla niej piękno kobiety, powiedziała: - Też lubię takie młode, ładne, piękne, zgrabne - wszyscy je lubią. Ale to przemija. Piękno trzeba hodować w sobie, w środku. Piękno jest gdzieś w oczach, w uśmiechu, w stosunku do ludzi. Nawet gdy się ma zmarszczki, wisi ci podbródek - nie ma to żadnego znaczenia, bo to gdzieś tam jest. Szczerość, prawda, otwartość - to jest piękno. Panowie, szukajcie sobie kobiety na całe życie, która ma też w oczach piękno! - zachęcała.
Na kolejny "Areopag" organizatorzy, czyli Wyższe Seminarium Duchowne Archidiecezji Krakowskiej, Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Wydziału Nauk Społecznych UPJPII oraz Fundacja im. Świętej Królowej Jadwigi dla UPJPII, zapraszają w kwietniu.