Do zostania wolontariuszem ŚDM zachęca i dzieli się swoją wiarą Marie Laissy z Francji.
- Jestem Marysia - mówi i uśmiecha się promiennie, porządkując swoje miejsce pracy: biurko z dwoma komputerami, na którym pełno jest różnych papierów. Do Światowych Dni Młodzieży zostały już tylko nieco ponad dwa miesiące, więc praca w Sekcji Logistyki Komitetu Organizacyjnego ŚDM Kraków 2016 wre każdego dnia. Marie, czyli Marysia, od dwóch miesięcy zajmuje się tu sprawami związanymi z zakwaterowaniem pielgrzymów - czyta kartki pełne liczb i pisze niekończącą się liczbę maili (po angielsku i francusku).
Jak przekonuje, warto być wolontariuszem ŚDM, bo to wyjątkowa okazja, by doświadczyć wiary ludzi z całego świata i razem z tym całym światem przeżyć coś niesamowitego. - Krakowskie Światowe Dni Młodzieży będą niezwykłe także dlatego, że odbędą się w mieście św. Jana Pawła II i św. s. Faustyny, i to w Roku Miłosierdzia. Kto dołączy do grona wolontariuszy, na pewno nie będzie żałował, bo nikt nie żałuje udziału w ŚDM! - zapewnia.
Marie po polsku mówi świetnie, choć w Polsce, w Krakowie, mieszka zaledwie 1,5 roku. W naszym mieście zdążyła się już jednak zakochać. - Jest naprawdę piękne! Wydaje mi się, że mieszkańcy Krakowa nie do końca doceniają to, co mają. A ja chyba znalazłam tutaj swoje miejsce - chciałabym tu mieszkać - mówi.
Marie w Światowych Dniach Młodzieży uczestniczyła dwa razy - najpierw w Madrycie, a potem w Rio. - Moja mama jest Polką, dlatego gdy okazało się, że kolejne ŚDM będą właśnie w Polsce, wiedziałam, że chcę tu przyjechać - opowiada.
Gdy we Francji obroniła licencjat, zjawiła się w Krakowie. Był październik 2014 r. Nie od razu zapukała jednak do drzwi KO ŚDM - poczekała aż do stycznia 2016 r., a w tym czasie uczyła się polskiego. - Myślałam, że aby tu pracować, muszę mówić po polsku i teraz żałuję straconego czasu, bo mogłam pracować i uczyć się języka - śmieje się Marie. Przyjazd stał się bowiem dla niej okazją, by w końcu nauczyć się języka mamy.
Marie na ŚDM czeka z utęsknieniem i odlicza dni do ich rozpoczęcia choć jednocześnie mówi, że jak ŚDM dobiegną końca, to wolontariuszom będzie smutno i pusto...
- Na ŚDM w Madrycie zapisałam się w ostatniej chwili. Było fajnie, ale nie przeżyłam tego czasu tak głęboko, jak bym mogła. Do ŚDM w Rio przygotowywałam się więc przez rok, rozważając hasło spotkania w Brazylii, i to bardzo dużo mi dało. A same ŚDM przeżyłam bardzo mocno, także dzięki wspaniałym katechezom. Ważne były też Dni w Diecezjach, podczas których buduje się relacje z innymi ludźmi, by potem można było poczuć wspólnotę. A to jest rzecz niesamowita, gdy jesteśmy wszyscy razem. Ludzie z Europy, Azji, Afryki są jednością - wspomina.
Najważniejsze w ŚDM jest jednak spotkanie z Bogiem. - On jest moim najlepszych przyjacielem. Czasem, gdy jest mi smutno, mam różne wątpliwości, brakuje we mnie nadziei, Pan Bóg zawsze ma dla mnie więcej niż mogłabym oczekiwać. Robi mi niespodzianki i wiem, że mogę na Niego liczyć. Wiem też, że skoro Bóg dał nam, ludziom, wszystko dla naszego dobra i zbawienia, to my powinniśmy robić w swoim życiu miejsce dla Niego. Najważniejsze miejsce! - przekonuje Marysia i dodaje, że w ciągu ostatnich lat jej wiara bardzo dojrzała.
- W Madrycie Bóg był dla mnie ważny, ale nie tak, jak teraz - mówi. Inspiracją w jej duchowym rozwoju była też wiara, którą czerpała od innych ludzi podczas ŚDM. - To czas, w którym można zobaczyć, że nie jestem sama. Że młodych, wierzących ludzi jest naprawdę bardzo dużo - zapewnia.
Przez 1,5 roku pobytu w Krakowie Marysia widzi także, jak bardzo Kościół we Francji różni się od tego w Polsce. - Tutaj macie codziennie dużo Mszy w kościołach, a w niedzielę są one odprawiane praktycznie o każdej godzinie. Uczestniczy w nich dużo ludzi, także młodych, choć obserwuję, że wiele młodych osób, jakie poznałam w Krakowie, jest daleko od Boga. We Francji, w katedrze w Nantes, skąd pochodzę, w niedzielę są tylko dwie Msze. Katolików nie ma tam wielu, ale ci, którzy chodzą do kościoła, są mocno wierzący i naprawdę zaangażowani w życie religijne. W Polsce wiara wynika z tradycji i nie wszyscy wierzący byliby gotowi bronić tej wiary - zauważa.