W niedawnej śmierci tatrzańskiego niedźwiadka nie ma nic nadzwyczajnego. Jednak, żeby zachować przy życiu kolejne młode osobniki, trzeba przestrzegać na terenie TPN konkretnych zasad. Czy to wystarczy?
Przypomnijmy, że pod koniec kwietnia dwa młode misie buszujące w rejonie dwóch stacji kolejki na Kasprowy Wierch – stacji górnej i na Myślenickich Turniach – stały się niebywałą atrakcją dla turystów i mediów. Telewizje urządzały nawet transmisje na żywo i pokazywały zachowanie zwierząt.
A te tylko czekały na łatwy kęs chleba czy jabłka. – Skoncentrowaliśmy się na obserwacji, czy niedźwiadki te zostały przez matkę porzucone, czy może tylko chwilowo się oddaliły. Ponieważ w pobliżu nie stwierdzono śladów niedźwiedzicy, założyliśmy, że młode żyją już na własny rachunek. Dużo pracy kosztowało nas także powstrzymywanie gapiów przed odruchowym rzucaniem pokarmu – tłumaczy Filip Zięba z TPN, parkowa alfa i omega w temacie niedźwiedzi. Dodaje, że im niedźwiadek jest mniejszy, tym ma mniejsze szanse na przeżycie. – Jeśli odchodzi od matki po 3 latach, to jest już dla niego dobra sytuacja, wcześniej może to zakończyć się tragicznie, tak jak zdarzyło się to teraz – ocenia F. Zięba.
Miś zjechał kolejką
TPN zdecydował o odłowie niedźwiadków i przeniesieniu ich w rejon obfitujący w naturalny pokarm, a jednocześnie mniej uczęszczany przez ludzi. Niestety, udało się uśpić tylko niedźwiadka na Kasprowym Wierchu. Ten z Myślenickich Turni był nieco czujniejszy. – Wcześniej zakładaliśmy także, że niedźwiadki to rodzeństwo. Jednak okazało się, że tak najprawdopodobniej nie jest, ponieważ osobniki różniły się wagą – podkreśla F. Zięba. Niedźwiadek z Kasprowego Wierchu po uśpieniu został dokładnie zbadany przez lekarza weterynarii i zmierzony – ważył 15 kg i miał metr długości. – Był dość mocno wychudzony, co wiosną u niedźwiedzi nie jest jednak czymś nadzwyczajnym. Jego wiek określono na około 16 miesięcy. Roboczo nazwaliśmy go Kasper – opowiada pracownik TPN. Dzięki pomocy pracowników PKL Kasper został zwieziony kolejką do Kuźnic i przetransportowany do jednej z sąsiednich dolinek. Tam podano mu antidotum i wybudzono. – Przez kolejne dni niedźwiadek zachowywał się zupełnie normalnie, żerował na świeżych roślinach, grzebał też w spróchniałych pniakach. Do ludzi nie podchodził, raczej uciekał, jeśli się ktoś zbliżał. Ostatni raz widziany był wieczorem w niedzielę 1 maja. Gdy 2 maja rano sprawdzaliśmy na ekranie monitora, co robią nasze niedźwiedzie z obrożami telemetrycznymi, okazało się, że jeden z nich był w nocy w okolicy, w której przebywał Kasper, i spędził tam około 2 godzin. Powstało podejrzenie, że dorosły osobnik dopuścił się dzieciobójstwa. Podejrzenie to, niestety, potwierdziło się – tłumaczy F. Zięba.
Uparte typy
Pracownik TPN zaznacza, że nie ma w zaistniałej sytuacji nic nadzwyczajnego. – To naturalny rytm życia niedźwiedzi. Dorosły niedźwiedź chce wejść w okres rui i zrobi wszystko, aby odgonić małe niedźwiedzie od matki, nawet jeśli ona znajduje się daleko. Tak zapewne było i w tym przypadku – wyjaśnia F. Zięba. – Niedźwiedzie są bardzo konsekwentne w swoim działaniu i uparte. Nie dadzą za wygraną i cały czas będą sprawdzały miejsca, skąd mogły być dokarmiane. Pamiętam przypadek z jesieni ubiegłego roku, gdy niedźwiedzica chodziła po ulicach Zakopanego. Wystarczyło, że dwóch gospodarzy nie zabezpieczyło swoich obejść i śmieci, nie potraktowało naszego apelu poważnie i drapieżnik tam ciągle zaglądał – przypomina F. Zięba. – Historia Kaspra nie kończy się happy endem. Będzie zapewne wielu takich, którzy będą nas krytykować za to, że dopuściliśmy lub wręcz doprowadziliśmy do aktu dzieciobójstwa. Będą twierdzić, że lepiej było tego niedźwiadka oddać do zoo. Trzeba jednak pamiętać, że ogrody zoologiczne przepełnione są niedźwiedziami brunatnymi, dla których często brakuje miejsca na godne życie – podkreśla Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN.
Chleb równa się śmierć
A co można zrobić, aby nie doszło już więcej do podobnej historii? – Pamiętajmy, że to naturalne środowisko i wszystko może się zdarzyć. TPN odwiedza milionowa rzesza turystów. Jesteśmy wyjątkiem w skali Europy, że dzikie zwierzęta potrafią w naturalny sposób żyć obok ludzi. Ale to właśnie od nas także zależy ich życie. Apelujemy, aby zawsze zachowywać się zgodnie z naszymi zaleceniami, które są widoczne, np. przy wejściach na teren TPN. Nasze apele należy naprawdę traktować poważnie, także w mieście. Najważniejsza sprawa: nie dokarmiajmy zwierząt! Pierwsza kromka dla niedźwiadka może okazać się dla niego wyrokiem śmierci – podkreśla dyrektor TPN.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się