- Nasze życie nie jest po to, byśmy się nim bawili i konsumowali w spokoju - mówiła 19 maja, podczas spotkania w ramach cyklu "Mercy. Miasto się budzi!", w bazylice Mariackiej s. Małgorzata Chmielewska ze wspólnoty "Chleb Życia".
W ramach prelekcji "Uczynki miłosierdzia" s. Chmielewska podkreśliła, że często ludzie dużo mówią o miłosierdziu, ale rzadko się zastanawiają, o co tak naprawdę w nim chodzi. Wskazała, że poszukiwanie Jezusa w pryzmacie miłosierdzia musi napotkać właściwe adresy.
- Jezus mieszka pod trzema adresami, to znaczy: w Eucharystii, w Kościele jako wspólnocie wiernych i pod trzecim, z którym najbardziej nam nie po drodze, a mianowicie - w drugim człowieku - stwierdziła, dodając, że Chrystusa można spotkać albo naraz we wszystkich tych przestrzeniach, albo wcale.
Siostra opisała, jak do jej wspólnoty przyjęto Jurka z Rzymu, o którego zatroszczył się sam wysoko postawiony arcybiskup z Watykanu, który napisał do niej: "Siostro, bezdomny Chrystus chce zejść z ulicy". - Ten człowiek jest już w naszym domu. A rzeczony arcybiskup sam wsadził go do samolotu i wszyscy się nim opiekowali - strażnicy, stewardesy. Dzięki towarzystwu arcybiskupa został uhonorowany tak, jak powinien być uhonorowany biedny w Królestwie Bożym - oceniła.
Siostra zaznaczyła, że wspólnotę chrześcijańską na tle innych wspólnot wyróżnia to, że VIP-em jest w niej najsłabszy, bo z nim przede wszystkim identyfikuje się Chrystus, bo jest on niejako przykładem bólu i rozdarcia świata, który On wziął na siebie. Przestrzegła, że czasami w Kościele ulega się innym tendencjom wartościowania ludzi, które jednak sprawiają, że ciężko nazwać go Chrystusowym.
- Wspólnotę Kościoła łączy Chrystus, a Pan Bóg jest niezwykle dowcipny i stawia na naszej drodze ludzi bardzo różnych. Wiem z doświadczenia, że gdyby nie Bóg, to nie spotkałabym ani moich dzieci, ani moich wspaniałych bezdomnych mieszkańców, ani mojego przybranego, upośledzonego, autystycznego syna Artura, który uczy mnie miłości, nie spotkałabym także was - mówiła do zebranych.
Siostra Chmielewska wyjaśniła, że Chrystus przyszedł na świat, aby wierzący w Niego przerabiali rzeczywistość na taką, jaką On chce wiedzieć. I trzeba zacząć od wspólnoty chrześcijańskiej. - Co to za rodzina, jeżeli ten słabszy marznie, nie ma co jeść, a ja, silniejszy, pierwszy sięgam łapką do michy, objadam się i całą kasę wydaję na luksusy? - pytała. - Nasze życie nie jest po to, byśmy się nim bawili i konsumowali w spokoju, tylko po to byśmy jednali ten świat i w imię Jezusa go cerowali. To jest po prostu nasze zadanie do wykonania.
- Miłosierdzie to jest imię Boga. Jeśli chcemy być świadkami Chrystusa, nie możemy być za czy przeciw. Mamy być tym miłosierdziem, nie ma innej drogi. Wszędzie tam, gdzie jest rozdarcie, ból i cierpienie, my musimy jednać i opatrywać realnie rany w imię Chrystusa - zakończyła.