Nie pamiętam już, ile razy po 1990 roku chciano odwoływać Radę Miasta Krakowa i prezydenta podwawelskiego grodu, ale inicjatorom przeprowadzenia referendum w tej sprawie nigdy nie udało się zgromadzić wystarczającej liczby podpisów. Tak będzie zapewne i teraz, kiedy do boju przystąpił lider Stowarzyszenia "Logiczna Alternatywa" Łukasz Gibała.
Ten były poseł, niegdyś działacz Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota, ogłosił już rozpoczęcie akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum, powołując się na krytyczne opinie o sposobie zarządzania miastem przez obecnego włodarza. Warto przypomnieć, że Ł. Gibale nie udało się pokonać prof. Majchrowskiego w ostatnich wyborach, w których niespodziewanie zajął jednak wysokie trzecie miejsce, uzyskując 11 proc. głosów.
Aby referendum doszło do skutku, trzeba zebrać 60 tys. podpisów, a głosowanie będzie ważne, jeśli do urn pójdzie minimum dwa razy tyle krakowian. Te stosunkowo niskie progi są rezultatem bardzo słabej frekwencji w ostatnich wyborach samorządowych.
Prezydent Majchrowski nie widzi zagrożenia dla siebie i nazywa działanie Gibały typowym awanturnictwem politycznym.
Nie sądzę, żeby doszło do referendum, a jeśli nawet uda się skłonić do poparcia tego pomysłu wymaganą liczbę krakowian, to mało prawdopodobna jest 120-tysięczna frekwencja, ponieważ J. Majchrowski jest dosyć popularny i, pełniąc swoją funkcję już czwartą kadencję, zdołał przekonać mieszkańców, że nie realizuje politycznych interesów swojego zaplecza (był wcześniej członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej). Dominuje natomiast przekonanie, że nie bardzo chce mu się już przeprowadzać ważne zmiany w życiu miasta i w funkcjonowaniu urzędu, a jego podwładni sprytnie to wykorzystują, prowadząc swoje gierki.
Ł. Gibała ma rację, twierdząc, że Kraków zasługuje na bardziej dynamicznego i młodszego prezydenta, widząc w tej roli siebie, ale stawiam dolary przeciw orzechom, iż nie doprowadzi swojego referendalnego zamysłu do pomyślnego finału. Co więcej, nie ja jeden uważam, że gdyby J. Majchrowski zechciał raz jeszcze stanąć w wyborcze szranki (głównie pod presją otoczenia), miałby spore szanse na piątą kadencję, bo opozycja jest pod Wawelem podzielona i na pewno Platforma Obywatelska nie dogada się z Prawem i Sprawiedliwością co do wspólnego kandydata.