- Seleka zabili mojego ojca i siostrę, zgwałcili siostrę i żonę. Widziałem dużo prześladowań - mówił Bezoua Jean Francis, uchodźca z RCA.
Był on jednym z gości spotkania zorganizowanego w kościele na krakowskim Stradomiu przez br. Benedykta Pączkę OFMCap, misjonarza w RCA, i Papieskie Stowarzyszenie "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Odbyło się ono w ramach Dnia Kościoła Prześladowanego podczas ŚDM Kraków 2016.
Świadectwem podzielili się również proboszcz z Bour, gdzie pracuje br. Benek (który jeszcze kilka lat temu pracował w Krakowie) oraz bp Tadeusz Kusy z RCA.
- Mój ojciec był liderem partii Kanila. Gdy do naszego miasta wkroczyła Seleka, był wśród nich człowiek, który dobrze znał mojego ojca, bo razem z nim pracował. Przyszedł do naszego domu o godz. 22.30 i mocno pukał do drzwi. Ojciec zapytał: "Kto tam?". A on odpowiedział: "To ja, John" - opowiadał Bezoua Jean Francis.
Jego ojciec otworzył, a wtedy John zażądał od niego pieniędzy. - Ojciec powiedział, że nie ma, więc John zaczął go bić. Ojciec prosił go o litość, przepraszając, że akurat nie ma pieniędzy. Wtedy John zaczął strzelać. Widziałem potem dużo prześladowań, a z powodu nienawiści ludzi do mojego ojca musiałem uciec z kraju. Od trzech lat mieszkam w Polsce - mówił uchodźca.
Jak dodał, Seleka od właśnie trzech lat niszczy jego kraj, zabijając ludzi, a kobiety - żony, matki i córki - także gwałcąc.
- Na ciele cały czas mam rany przypominające o mojej ucieczce. Jako dziecko Boga mogę przebaczyć prześladowcom. Proszę tylko wspólnotę międzynarodową, by przyszła do mojego kraju i pomogła nam, bo chcemy pokoju. Proszę też Kościół w Polsce o modlitwę, by w ten właśnie sposób wstawiał się za nami - apelował Bezoua.
Z kolei o. Valentin Moni OFMCap, proboszcz parafii w Bouar, gdzie pracuje br. Benek (który na ŚDM przyleciał wraz z 30 mieszkańcami RCA), tłumaczył, kim tak naprawdę są napastnicy z Seleka.
- To zbrojne ugrupowanie złożone z ludzi, którzy zbuntowali się przeciwko władzy i wspólnie chwycili za broń. Należą do niego zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Trzeba też pamiętać, że w RCA obok siebie mieszkają chrześcijanie, muzułmanie i animiści. Przed kryzysem panowała harmonia, ale potem wszystko się zburzyło - wyjaśniał kapłan. Jak dodał, konflikt nie ma jednak podłoża religijnego, ale polityczne i rabunkowe.
- W RCA nie było wioski ani człowieka, którego by ten konflikt nie dotknął. Potem powstało też drugie zbrojne ugrupowanie - Antyseleka. Każdego dnia ludzie, także duchowni, byli zastraszani, jednak nie zostawili swoich wiernych. Dlatego dziś podkreślam, że przywódcy religijni wykonali i wykonują nadal wielką pracę na rzecz budowania pokoju - mówił kapucyn, nie kryjąc, że wielu mieszkańców RCA pytało Boga, co chce im powiedzieć poprzez te prześladowania.
- Ważnym wydarzeniem dla wzmocnienia naszej wiary była pielgrzymka papieża Franciszka, który przyjechał do RCA w listopadzie 2015 r. Pokój zaczyna powracać, ale potrzeba jeszcze dużo modlitwy, by wrócił na stałe - apelował o. Valentin.
Z kolei bp Kusy opowiadał, że podczas napadów islamiści nie szanowali zarówno życia, a więc łamali Boże prawo, jak i symboli religijnych. - Niszczyli naczynia liturgiczne i szaty, drąc je i przebierając się w nie - mówił. Jak jednak dodał - być męczennikiem to być świadkiem Chrystusa, kropla po kropli krwi.
Najważniejszą częścią spotkania z przedstawicielami Kościoła Prześladowanego była Msza św., podczas której mieszkańcy RCA pokazali mieszkańcom Krakowa, że choć wiele przeszli, to ich wiara jest radosna i pełna zaufania do Boga.
Po Eucharystii świadectwem podzieliła się z też pracująca w Iraku franciszkanka ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Tam też Kościół obecnie jest prześladowany.
- Dwa lata pracowałam w Niniwie, na północy Iraku, gdzie byłam dyrektorką ochronki dla 500 dzieci. W czerwcu 2014 r. zaczęła się okupacja przez ISIS i od tego czasu chrześcijanie, którzy mieszkają także na peryferiach Mosulu, żyją w strachu. Wtedy, w czerwcu, w jedną noc ok. 50 tys. chrześcijan uciekło do Kurdystanu. Kurdowie powiedzieli nam jednak, że będą nas bronić w naszym mieście, dlatego po dwóch dniach wróciliśmy - opowiadała.
W domu chrześcijanie zostali do 6 sierpnia 2014 r. Tego dnia bomby spadły na ich mieszkania. - Zginęło wiele dzieci i kobiet, a Kurdowie powiedzieli, że dłużej nie mogą nas już bronić. Z kolei ISIS zapowiedziało nam, że mamy trzy możliwości: albo przechodzimy na islam, albo - chcąc zostać u siebie - płacimy dużo pieniędzy, albo uciekamy, nie biorąc nic ze sobą. Zostawiliśmy więc wszystko, żeby zachować naszą wiarę i wyszliśmy z miasta, z obrzeży Mosulu. Uciekło w sumie ok. 75 tys. chrześcijan, także dzieci, osób chorych, niepełnosprawnych. Niektórzy uciekli też do Syrii i Libanu z nadzieją, że tam znajdą spokój - mówiła siostra franciszkanka, dodając, że ISIS nadal okupuje ich domy i kościoły.
- Dziś proszę was o modlitwę, by ci chrześcijanie nie stracili swojej kultury, tradycji, języka, by mogli żyć w pokoju. Módlcie się też, byśmy pewnego dnia mogli wrócić do siebie, żebyśmy dostali na nowo swoje domy - apelowała zakonnica.