O uczeniu się zaufania i bonusach z nieba opowiada Katarzyna Kucik, koordynatorka Sekcji Wolontariatu KO ŚDM Kraków 2016.
Monika Łącka: 28 lipca 2013 r. w Łagiewnikach, podczas transmisji Mszy kończącej ŚDM w Rio, z uśmiechem i niedowierzaniem patrzyłaś na telebim, gdy papież ogłaszał, że następny będzie Kraków...
Katarzyna Kucik: Wiele osób mówiło, że ŚDM mogą odbyć się w Krakowie, ale wszyscy czekali, aż padnie to z ust papieża Franciszka. A gdy Ojciec Święty to ogłosił, poczułam ogromną radość i wielką odpowiedzialność. Pomyślałam, że krakowska młodzież musi wziąć na barki to, co będzie się tu działo. Choć nie miałam świadomości, co to znaczy...
Przeszło Ci wtedy przez myśl, że za 3 lata będziesz w centrum wydarzeń, dopinając krakowskie ŚDM na ostatni guzik?
Zdecydowanie nie. Choć od razu wiedziałam, że chcę się zaangażować w przygotowania, i że to jest moim obowiązkiem. A później ks. Rafał Buzała, mianowany przez kard. Stanisława Dziwisza szefem Sekcji Wolontariatu ŚDM, zaprosił mnie do współtworzenia jej. Zgodziłam się w ciemno, nie zdając sobie sprawy ze skali wydarzenia.
Praca w KO ŚDM zmieniła Cię tak, że możesz dziś powiedzieć: „Panie Boże, miałeś dla mnie niezły plan”...
Jestem osobą, która lubi mieć wszystko pod kontrolą. W komitecie sytuacja zaskakiwała z dnia na dzień i nie pozostawało nic innego jak zaufać. Myślę, że to był właśnie Boży plan, żebym bardziej się na Niego otworzyła i bardziej Mu ufała. Wychowałam się w rodzinie katolickiej, zawsze byłam zaangażowana w życie Kościoła [m.in. jako rzecznik i prezes KSM – przyp. aut.] i wydawało mi się, że to wystarczy. Jednak gdy przyjechali wolontariusze z różnych stron świata, zobaczyłam, że nasza wiara i stopień zaufania Bogu różnią się, i że to oni mogą uczyć nas wiary, choć Polska nazywana jest ostoją chrześcijaństwa w Europie. Myślę też, że teraz jest mój czas odkrywania głębokiej wiary w Boga i wyważania harmonii pomiędzy „módl się” i „pracuj”. W komitecie pracowaliśmy od rana do wieczora (zwłaszcza na ostatniej prostej), ale był też czas, by zrozumieć, że modlitwa ma moc i że modlić się można także pracą – oddając ją na chwałę Boga.
W ostatnich tygodniach mówiłaś też pewnie: „Boże, przymnóż mi sił”, bo z pracy wychodziłaś w środku nocy.
Tak, a kiedy ludzie pytali, jak sobie radzimy, mówiłam, że tylko z Bożą pomocą dajemy radę i że wyraźnie widzimy działalność Ducha Świętego. Dowody na to można mnożyć, bo co chwilę dostawaliśmy z nieba bonusy.
Dostałaś już taki bonus?
Codziennie dziękuję Bogu za ludzi, którzy stanęli na mojej drodze podczas przygotowań do ŚDM, a szczególnie za wolontariuszy. Kiedy widzę, jak ci młodzi rozwijają się i jak dużo wkładają w to, co robią, mam nadzieję, że za jakiś czas będą pozytywnie wpływać na sytuację w naszym kraju. Dużą radością jest też to, że do wolontariatu międzynarodowego przyjechało wielu Polaków ze świata. Już wiem, że co najmniej dwie dziewczyny (z USA i Niemiec) chcą nawet na stałe zostać w ojczyźnie!
Myśląc o ŚDM rok temu, miałaś jakieś plany i marzenia czy idziesz na żywioł i będzie, co Bóg da?
Marzenia, oczywiście, były, a pracując zespołowo, tworzyliśmy różne plany i próbowaliśmy się ich trzymać, choć nie za wszelką cenę. Wiedzieliśmy, że nasze wyobrażenia nie zawsze będą pasowały do rzeczywistości, dlatego staraliśmy się być elastyczni. Dużo jednak udało się zrealizować. Wokół ŚDM powstało np. środowisko młodych, aktywnych ludzi. Wybraliśmy ponad 100 koordynatorów i ok. 1000 team leaderów, którzy mają pod opieką grupy wolontariuszy. Wszyscy nauczyliśmy się też postawy służby i zaufania do tego, co niesie życie. Wiemy również, że są trzy rzeczy, których każdy potrzebuje. To cierpliwość, pokora i uśmiech.
Wiesz, że bije od Ciebie optymizm, którym zarażasz i zjednujesz sobie ludzi? A gdy zapytać różne osoby o nazwiska związane z przygotowaniami do ŚDM, wszyscy mówią zgodnie: „Kasia Kucik”, bo jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu.
Na spotkaniach z wolontariuszami powtarzam, że są szczęściarzami i ja też czuję się szczęściarą. Mówię, że mają dwie ręce, dwie nogi, mogą wstać rano i każdy dzień jest wyzwaniem, a nie wszyscy mają taką szansę przed sobą. W komitecie mocno to do nas dotarło, gdy zmarł Maciek Cieśla, grafik ŚDM. Trzymam się również zasady, że jesteśmy kowalami własnego losu. Młodym często jednak brakuje przekonania, że to, o czym marzą, jest w zasięgu ręki. Nie bez powodu św. Jan Paweł II mówił, że młodzi są „solą ziemi i światłem świata”. Nie warto skupiać się na swoich słabościach. Lepiej zobaczyć to, co dobre, i iść przed siebie, by dobrze przeżyć młodość.
Gdy już papież ogłosi miejsce kolejnych ŚDM, zamknie się dla Ciebie rozdział życia pt. „KO ŚDM Kraków 2016”. Wiesz już, co dalej?
Zanim dowiedziałam się, że będę pracowała w KO ŚDM Kraków 2016, byłam na rozstaju dróg. Teraz mam 27 lat i jestem otwarta na to, co się wydarzy. Swoje plany mam, ale pewnie przyjdzie je skonfrontować z tym, co jest przygotowane na Górze. Jeśli jednak ktoś robi to, co sprawia mu radość, to znaczy, że znalazł punkt przecięcia między swoją a Bożą wolą...•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się