Pielgrzymi ŚDM przekonują nieprzekonanych swoją radosną bezpośredniością w dawaniu świadectwa wiary.
Nie ukrywam, że z pewnym sceptycyzmem patrzę zawsze na wielkie, hałaśliwe młodzieżowe zgromadzenia religijne, podczas których rozpalają się wielkie emocje. Potem bowiem emocje opadają i wówczas okazuje się, że niewiele z tego przeżywania pozostaje w duszy i pamięci.
Wędrując jednak w trakcie pierwszych kilkudziesięciu godzin trwania tegorocznych ŚDM po Krakowie, wśród rozśpiewanych, pozdrawiających się radośnie tłumów młodych pielgrzymów, czułem, że moje wątpliwości słabną.
Ta zabawa nie jest jednak celem samym w sobie. To radosny element manifestacji wiary, który został wzbogacony o inne elementy. Młodzi wyjadą z Krakowa, mając w pamięci, że spotkali tu innych katolików, którzy wspólnie się modlili, że spotkali również życzliwych gospodarzy i poznali piękny kraj. Jedni zapewne przekonali się, że wiara to nie obciach, inni zaś, np. przedstawiciele Kościoła prześladowanego, z podziwem patrzyli, że można bez przeszkód tę wiarę wyznawać. Nie wszystko zatrze się w pamięci. Organizatorzy dni zadbali bowiem, by element ludyczny wzmocnić elementami duchowymi. Jest czas radosnej zabawy i czas modlitewnego wyciszenia się oraz poznawania prawd wiary w trakcie katechez.
Rozumie to doskonale papież Franciszek. Podczas wczorajszego spotkania z młodzieżą przy Franciszkańskiej 3 wprawdzie zachęcał młodych, by "robili raban przez całą noc", wcześniej jednak prosił ich o wysłuchanie w ciszy jego słów.
Dowód na tworzenie się w trakcie ŚDM wspólnoty znalazłem w trakcie późnowieczornego powrotu do domu. Autobus jadący na moją podkrakowską wieś był wypełniony młodymi pielgrzymami z różnych krajów. Śpiewali rozmaite pieśni i piosenki religijne. W pewnym momencie pielgrzymi z Elbląga zaintonowali "Barkę", po chwili śpiewali ją wszyscy, nie bacząc, że jest tłok, że jedno drugiemu siedzi na głowie. Słowa polskie zlewały się ze słowami hiszpańskimi, angielskimi i rumuńskimi w jeden chór.
Powie ktoś: "Ot, sentymentalna piosenka, klasyczny przejaw nastrojowości, tak wcześniej krytykowanej przez autora tekstu". Mnie jednak przypomniały się dawne czasy (na starość człowiek sentymentalnieje), gdy w 1979 r., jako 18-latek, jechałem wraz z przyjaciółmi rozśpiewanymi pociągami do Krakowa na spotkanie z Janem Pawłem II. Tam też śpiewali "Barkę". Śpiewał ją potem z młodymi i sam papież. Traktował ich jednak poważnie i nie ograniczał się do śpiewania sentymentalnych piosenek. Prawił im o Bogu i wzywał: "Musicie od siebie wymagać"!
Wśród wielu ówczesnych młodych to poczucie wspólnoty wartości pozostało do dziś. Może tak będzie i z pasażerami rozśpiewanego nocnego autobusu?