"Mój kardynał" - mówił o krakowskim metropolicie mały Kazik.
Jest koniec lutego 2000 r. Do Polski, na zaproszenie Ruchu Światło–Życie, przyjeżdża Chiara Lubich, założycielka Ruchu Focolari. W czasie tego pobytu oprócz udziału w XXV Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie, poproszona przez kard. Józefa Glempa, wygłosi też przemówienie do polskich biskupów.
Z grupą przyjaciół jedziemy powitać ją na lotnisko w Balicach. Jest wśród nas także kard. Franciszek Macharski. Samolot się opóźnia. Co robi w tym czasie kardynał? Przekomarza się z dziećmi. Schyla się do nich, zaczepia je. Jednym z maluchów jest Kazik, nasz sześcioipółletni syn.
Po powitaniu Chiary wychodzimy na zewnątrz. Polonez kardynała już czeka. Jest zimno i pada deszcz.
Kardynał wsiada do samochodu, ale jeszcze nie odjeżdża.Najpierw jednak żegna się z Kazikiem i nadal przyjaźnie zagaduje (patrz: zdjęcie). Nasz synek ma na głowie ciepłą czapeczkę z pomponem. Potem z auta wysuwa się kardynalska ręka, a w niej... beret. – To co, zamieniamy się czapeczkami? – pada pytanie. I to jest ten decydujący moment. Kazik jest gotów, jasna sprawa! Jednak... matka jak to matka – włącza ludzkie myślenie. Jest zimno, pada deszcz, kardynał zaraz będzie wysiadał z samochodu... – Oj, nie, Ksiądz Kardynał zmoknie... – wypowiadam słowa, których żałuję do dziś. Każdy odjeżdża ze swoją czapeczką...
Wkrótce wysyłamy kardynałowi pamiątkowe zdjęcie. Odpowiedź z Franciszkańskiej 3 przychodzi niebawem. To kilka ciepłych zdań wystukanych na maszynie do pisania z błogosławieństwem i odręcznym podpisem (Drodzy Państwo, ucieszyłem się pamiątką z naszego spotkania w Krakowie. Dziękuję też za dobre słowa listu. Życzę Państwu i Ich Dzieciom wielkich łask Miłosiernego Boga w Jubileuszowym Roku Łaski. Szczęść Boże! + kard. Macharski). Ważna pamiątka.
Kilka miesięcy później jeszcze jedno spotkanie. Kard. Macharski bierze udział w jakiejś uroczystości w katowickiej katedrze. Stoimy z tyłu świątyni. Do ołtarza idzie procesja. Kazik jest na ramionach swojego Taty, wysoko. Ksiądz kardynał przystaje na dłuższą chwilę i z daleka patrzy na naszego syna. A Kazik mówi: "Mój kardynał" – i odtąd tak go będzie nazywał.
W czerwcu tego roku przyszło mi na myśl, by napisać do kard. Macharskiego, przypomnieć spotkania sprzed lat i powtórnie poprosić o błogosławieństwo. Odkładałam ten list z dnia na dzień. Szkoda. Gdy ksiądz kardynał trafił do szpitala, czułam, że może już być za późno.
Wspominając rodzinną anegdotkę, zawsze mówiliśmy, że Kazik „stracił kapelusz kardynalski”. Czy dlatego po latach wybrał nie stan kapłański (w którym co niektóre osoby go widziały...), lecz małżeński? Bóg to wie. Ja wiem, że to nie całkiem przypadkowe, że ślub Kazimierza i Dominiki wypadnie akurat kilka dni po ostatnim pożegnaniu „jego kardynała”. Pewnie będzie machał młodym małżonkom z nieba swoim beretem, błogosławiąc ich miłość i rodzącą się Bożą rodzinę!
A co do Ruchu Focolari – ksiądz kardynał był mu zawsze wsparciem. Były spotkania z metropolitą na Franciszkańskiej, później także u albertynek. Ale i ksiądz kardynał odwiedzał nas, na przykład podczas rekolekcji – tzw. Mariapoli. Tak było w lipcu 2009 roku, kiedy Mariapoli odbywało się w Krakowie. Poniższe zdjęcie – to chwile wspólnego oglądania wideorozważania, ale to spoglądanie w górę dzisiaj ma jeszcze inną wymowę…
Lipiec 2009. Kraków, Mariapoli - rekolekcje Ruchu Focolari Kazimierz Salik