Krakowianie w piątek na cmentarzu Salwatorskim pożegnali prof. Adama Bielańskiego, najstarszego polskiego naukowca.
W jego ostatniej drodze towarzyszyli mu zarówno członkowie rodziny i przyjaciele, jak i współpracownicy oraz studenci. Żegnały go też władze uczelni, z którymi był związany. Przyszło również wielu mieszkańców Krakowa.
Prof. Jerzy Lis, prorektor AGH, zaznaczył, że prof. Bielański był niezwykłym naukowcem, a każdego swojego studenta znał osobiście i pamiętał nawet po upływie wielu lat. - Ci, którzy mieli szczęście go poznać, zapamiętają go nie tylko jako wybitnego uczonego i nauczyciela, ale także jako zaangażowanego, szlachetnego i życzliwego każdemu człowiekowi - przekonywał prof. Lis. - Z jego odejściem kończy się pewna epoka w polskiej nauce. Aż trudno uwierzyć, że odszedł - dodał.
Pożegnanie z tak wybitnym naukowcem nie było łatwe również dla rektora UJ, prof. Wojciecha Nowaka. - Był człowiekiem-legendą, profesorem profesorów - mówił.
Zauważył, że nawet przejście na emeryturę nie zdołało zatrzymać naukowej pasji wybitnego chemika, a lata pracy na stanowisku wykładowcy zrodziły szacunek studentów. - Był wymagający, pragmatyczny i merytoryczny, ale potrafił o trudnych problemach w nauce mówić w taki sposób, że studenci go rozumieli. Ten szacunek wziął się właśnie z tego - zauważył prof. Nowak.
W swoim długim życiu prof. Bielański zdobył sympatię wielu osób, w pamięci których pozostanie już na zawsze. W piątkowe popołudnie z wielkim smutkiem żegnał go również przyjaciel, Stanisław Muranty z Konina. Ich znajomość rozpoczęła się dość nieoczekiwanie w listopadzie 2008 roku, podczas jednego z koncertów w Filharmonii Krakowskiej.
- Kiedy pierwszy raz wybrałem się do filharmonii, wykupiłem karnet i usiadłem obok starszego pana. Zaczęliśmy luźną rozmowę, a on w pewnym momencie powiedział: "Pamiętam, jak powstała II Rzeczpospolita" - wspominał przyjaciel profesora.
Mężczyźni spotykali się potem w każdą sobotę na cotygodniowych koncertach w filharmonii. Z czasem zaczęli odwiedzać się również w swoich domach i poznawać członków rodziny. - W moim rodzinnym domu dużo się piekło i sam nauczyłem się tego od mojej mamy. Kiedy przyjeżdżałem do profesora, przywoziłem mu rogaliki po francusku, a on wtedy mówił, że są najlepsze w całym Krakowie. Będzie mi go bardzo brakowało - mówił ze wzruszeniem S. Muranty. - Był człowiekiem nieprawdopodobnego formatu, nad wyraz skromnym. Takich ludzi już nie ma i nie będzie.
Wielką miłość profesora do muzyki zauważał każdy, kto znał go osobiście. Znajomi nazywali go nawet największym melomanem wśród naukowców. Do Filharmonii Krakowskiej przychodził od początku jej istnienia. Przez 71 lat zawsze zajmował to samo miejsce - fotel nr 23 w 3. rzędzie na balkonie. Często po koncertach zaglądał nawet za kulisy. Na jego pogrzebie nie mogło więc zabraknąć kwartetu smyczkowego, który - zgodnie z życzeniem profesora - na pożegnanie zagrał dla niego utwór Mozarta "Eine kleine Nachtmusik".
Prof. Adam Bielański miał 104 lata. Był jednym z bardziej znanych polskich chemików, wykładowcą UJ i AGH, a także autorem niemalże kultowych podręczników dla studentów. Choć na emeryturę przeszedł w 1983 r., to cały czas pracował w Polskiej Akademii Nauk. Mszę św. pogrzebową odprawił ks. infułat Jerzy Bryła, który naukowca znał osobiście. W czasie uroczystości pogrzebowych profesora zbierano datki na Hospicjum św. Łazarza w Krakowie.