Pani Jolanta ma 45 lat i w swoim liście do innych chorych oraz do osób zdrowych, napisała, że ma tylko takie marzenia: by choroba się zatrzymała, żeby znalazł się dla niej dawca szpiku kostnego, a potem, by udał się przeszczep, którego się bardzo boi.
Ulicami Krakowa przeszedł w sobotę IX Marsz Nadziei i Życia Fundacji Urszuli Smok Podaruj Życie - Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami.
Pani Jolanta, autorka odczytanego listy marzy, by wyzdrowiała po przeszczepie, a choroba nigdy nie powróciła.
Z kolei pani, która za kilka chwil skończy 80 lat i również walczy z nowotworem (jest na pięcioletniej chemioterapii) pisze wprost: chciałabym nie cierpieć. W głębi serca marzy też, by jeszcze kiedyś mogła pójść z wnukami na spacer, bo na razie nie jest to możliwe.
O czym jeszcze marzą ci, którzy toczą właśnie najcięższą walkę swojego życia?
"Kiedy dowiedziałem się o mojej chorobie miałem zaledwie 25 lat. Byłem młody, niedawno się ożeniłem z prześliczną Kasią, zacząłem pracować zawodowo, świat i życie stały przede mną otworem. I gdy lekarze powiedzieli mi, że jestem chory, ciężko chory, nie docierało to do mnie, dlaczego właśnie ja. Diagnoza brzmiała: przewlekła białaczka szpikowa" - pisze 32-letni obecnie Rafał.
W ciągu ostatnich siedmiu lat przeszedł bardzo wiele, ale dzięki wsparciu bliskich nie poddał się ani przez chwilę. Dziś czuje się dobrze i marzy, by wychować synka Jasia, który urodził się dwa lata temu, na dobrego, uczciwego i porządnego człowieka.
"Chciałbym doczekać chwili, kiedy i jemu urodzi się takie cudowne dziecko, a myślę, że szanse są duże, bo ostatnio medycyna robi ogromne postępy w walce z groźnymi chorobami krwi" - dodaje.
30 listów przysłanych do Fundacji Urszuli Smok Podaruj Życie - Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami, 24 września zostało odczytanych w Urzędzie Miasta Krakowa przez artystów: Annę Cieślak, Beatę, Adelę i Tomasza Schimscheinerów oraz Ewę Ciepielewską. Był to ważny wstęp do IX Marszu Nadziei i Życia, jaki następnie przeszedł przez Stare Miasto.
Jego uczestnicy - każdy z zielonym elementem stroju lub zieloną kokardką - przed Ratusz doszli tańcząc poloneza, i swoją obecnością oraz uśmiechem, mówiąc chorym, że zawsze trzeba i warto mieć nadzieję na wygraną: na zdrowie i na życie.
- Zdecydowałam się wesprzeć Marsz Nadziei Życia, bo - dzięki Bogu - jestem zdrowa i moim obowiązkiem jest wspierać i pomagać ludziom chorym i słabym, którzy potrzebują tego, by w nich wierzyć, bo dzięki temu mogą iść dalej. Człowiek jest jak porcelanowa filiżanka - niewiele trzeba, by zwątpił. Nie mamy wpływu na to, czy chorobie nas dotknie i tylko drugi człowiek może dać nam siłę, wiarę i wsparcie swoją własną osobą. Nie potrzebujemy bowiem do życia ogromnej ilości pieniędzy i sukcesów. Potrzebujemy siebie nawzajem, zwykłej, ludzkiej rozmowy - przekonywała w rozmowie z dziennikarzami aktorka Anna Cieślak.
Jak zauważyła, autorzy listów to bardzo piękni ludzie. - Jest coś niesamowitego i ostatecznego w ich słowach, bowiem mniej lub bardziej świadomie mówią nam, że mamy niewiele czasu i trzeba zdążyć być szczęśliwym. Bardzo często o tym zapominamy, więc te listy nie są dla mnie smutne, ale piękne, jasne, pełne nadziei i marzeń - mówiła dodając, że czytając listy, nie chciała się utożsamiać z chorymi i z cierpieniem.
- Od mojej aktorskiej mamy - Anny Dymnej - nauczyłam się, że mam silniejsza i być tych chorych. Mam mówić: dasz radę, pokonamy to razem, zrobimy krok do przodu. Chcę też pokazać, że cuda się zdarzają, a wiara góry przenosi, i że do tego, by wyzdrowieć, ważna jest mocna psychika - tłumaczy.
Z kolei psycholog Iwona Pieniążek mówiła, że na co dzień obserwuje pacjentów oddziału hematologii Szpitala Uniwersyteckiego. - Wiem, że pobyt w izolatce jest dla nich bardzo trudny, a wsparcie bliskich pomaga im mobilizować siły do walki z chorobą. Ta obecność i wsparcie przekładają się na mechanizmy odpornościowe organizmu i są buforem przeciwstresowym - tłumaczyła.
Co więcej, obecność i wsparcie potrzebne są każdemu choremu, bez względu na wiek.
Czekają na nie tak starsi, którzy chcą jeszcze nacieszyć się jesienią życia, jak i ludzie w średnim wieku, osoby w kwiecie życia, które chcą widzieć jak rosną ich dzieci, jak i najmłodsi, których listy poruszały najbardziej.
Tak, jak list małej Anielki, która napisała go… do samego Jezusa. Prosi Go w nim, by dane jej było pojechać do Medjugorie i nad morze, gdzie jest dużo pereł.
Wszystkie listy zamknięte w zielonych balonach miały na koniec poszybować w niebo. Z przyczyn niezależnych od organizatorów tak się jednak nie stało (nie było zgody na jednoczesne wypuszczone ich z płyty Rynku), ale wszyscy uczestnicy marszu zostali poproszeni, by zabrali balon ze sobą i z dowolnego miejsca wypuścili go w niebo.
Warto dodać, że Fundacja Urszuli Smok Podaruj Życie - Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami świętuje w tym roku swoje piętnastolecie, a jej założycielka, czyli Ula Smok - 18. urodziny po przeszczepie szpiku kostnego.