Gdybyśmy wiedzieli, Kim jest Eucharystyczny Jezus, i prawdziwie w Niego wierzyli, to klęczelibyśmy przed Nim dniem i nocą - mówi współtwórca filmów "Ja jestem", "Duch" czy "Ufam Tobie".
Lech Dokowicz, reżyser, scenarzysta i producent filmowy, w latach 80. XX wieku mieszkał w Niemczech, gdzie pracował jako oświetleniowiec w Bawarskiej Operze i Teatrze Narodowym w Monachium oraz realizował materiały dla wszystkich stacji telewizyjnych. Jako operator i producent filmowy współtworzył też niemiecką scenę techno. Dziś nie ukrywa, że zetknął się tam z okultyzmem i satanizmem, a był to czas, gdy żył daleko od Boga. W pewnym momencie przeżył jednak mocne nawrócenie i - jak mówi - Bóg uratował mu życie, wskazał, jaką drogą ma iść, i cały czas go prowadzi.
- Nie mówiłem tego jeszcze nigdzie wcześniej, ale pięć dni po Wielkiej Pokucie na Jasnej Górze miałem wypadek. Jechałem z żoną z Gdańska do Wrocławia. Przy prędkości 140 km /h na autostradzie części naszego auta latały w powietrzu. Zły był wściekły o to, co wydarzyło się na Jasnej Górze, i co współorganizowałem, jednak Bóg nie pozwolił, żeby w taki sposób zakończyło się moje życie. Nic nam się nie stało - opowiadał podczas spotkania w krakowskiej parafii Matki Bożej Różańcowej na Piaskach Nowych.
Wspominał także sytuację, jaka miała miejsce w Polsce po upadu komunizmu, i czasy swojej pracy w Niemczech. - Po 1989 roku kapłani egzorcyści zauważyli, że lawinowo zaczęła rosnąć liczba osób zniewolonych i dręczonych demonicznie. Nic dziwnego - w nowej rzeczywistości ludzie skupili się na dobrach materialnych, odchodzili od wiary i modlitwy. A że w życiu duchowym nie ma pustki, bo albo służy się Bogu, albo wchodzi się, nawet nieświadomie, w relacje z demonem, to pojawiły się tego skutki - mówił L. Dokowicz.
- W Niemczech poznałem historię Anneliese Michel - dziewczyny bardzo wierzącej i praktykującej, która została opętana przez demona. Stało się tak, bo gdy mama Anneliese była z nią w ciąży, to jej znajoma rzuciła ciężkie demoniczne przekleństwo na nienarodzone jeszcze dziecko. Co więcej, rodzina Anneliese należała do tzw. niedzielnych katolików, a więc chodzili do kościoła, ale żyli w grzechach. Demon wykorzystał ten fakt - wyjaśniał.
Anneliese dzięki swojej postawie i mocnej wierze była blisko od Boga i była przez Niego kochana. Bóg, dopuszczając opętanie, zaprosił ją więc do udziału w szczególnej misji - podczas ataków demona widziała i zapamiętywała wszystko, co się z nią działo. Wiedziała też, że pewnego razu Matka Boża powiedziała jej, iż może zostać uwolniona z opętania lub może je dalej przyjąć na siebie, by ofiarować swoje cierpienie za dusze, które mają zostać potępione. Anneliese zgodziła się na to.
- Tłumaczyłem z taśm nagrania ataków demona na Anneliese i egzorcyzmów, które były nad nią dokonywane, i choć to wszystko było straszne i mroziło krew w żyłach, to słuchając tego czułem coraz większą radość. Wiecie dlaczego? Rozumiałem bowiem, jak wielką władzę ma Kościół katolicki nad demonami i słyszałem, jak kapłan spokojnym głosem mówił do nich: "W imię Jezusa Chrystusa nakazuję ci, milcz". Albo: "W imię Jezusa Chrystusa nakazuję ci powiedz…" - opowiadał reżyser.
Podczas jednego z egzorcyzmów demon musiał nawet odpowiedzieć na pytanie, kim jest Eucharystyczny Jezus. - Wydusił z siebie odpowiedź, której z całej siły unika: "Gdybyście wiedzieli, Kto jest w tabernakulum, to byście klęczeli przed Nim dzień i noc". Gdybyśmy i my to wiedzieli i prawdziwie wierzyli, to też byśmy klęczeli, ale niektórzy mają problem, by uklęknąć w kościele, bo nie chcą pobrudzić sobie spodni i wykonują dziwną gimnastykę. Nie rozumieją, po co tu są, ani co się dzieje na ołtarzu, gdy chleb staje się bijącym sercem Pana. … - zauważył L. Dokowicz.
Gdy w TVP został wyemitowany film "Egzorcyzmy Anneliese Michel", który Lech Dokowicz zrealizował wspólnie z Maciejem Bodasińskim, zaczęli do niego dzwonić kapłani, mówiąc, że do spowiedzi przychodzą ludzie, którzy u kratek konfesjonału nie byli 30, 40 lat.
Lech Dokowicz wspominał też, jak doszło do nakręcenia filmów "Ja jestem" oraz "Duch". Ten ostatni został wyświetlony podczas spotkania z reżyserem.
Scenarzysta odniósł się też do aktualnej sytuacji w naszym kraju. - Według statystyk, w całej Polsce - także w tej parafii - praktykuje tylko 30 proc. Polaków. Pozostałych 70 proc. idzie szeroką i wygodną drogą na zatracenie. A przecież nazywamy się katolickim krajem. Cały czas trwa jednak czas łaski i miłosierdzia, bo Bóg chce uratować jak najwięcej dusz - mówił, dodając, że najgorsza rzecz, jaka ma miejsce, to tzw. letniość katolików, którzy na spotkanie z Bogiem poświęcają zaledwie godzinę tygodniowo, a pozostały czas przeżywają tak, jakby Go nie było.
- Jeśli ludzie radykalnie nie przyjmują tego, co On nam daje, to nie dość, że sami nie są szczęśliwi, to jeszcze stają się antyświadectwem. Prawda jest też taka, że ze względu na popełniane grzechy żyjemy u Pana Boga "na krechę" i jeśli ludzie dalej będą od Niego odchodzić, to skończy się czas łaski, a zacznie się czas sprawiedliwości - przestrzegał, zachęcając, by oddawać Bogu wszystkie swoje sprawy, także te trudne, jak choroby czy cierpienie, bo wtedy w naszym życiu zaczynają się dziać wielkie rzeczy.