W poniedziałek 16 stycznia w Grodzisku Dolnym koło Leżajska na Rzeszowszczyźnie odbędzie się pogrzeb znanego dziennikarza, wykładowcy UPJPII. Zygmunt Moszkowicz zmarł nagle 11 stycznia w Krakowie, w wieku 61 lat.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godz. 14 w grodziskim kościele św. Barbary. Grodzisko i pobliski Leżajsk były małą ojczyzną zmarłego dziennikarza.
"Moje rodzinne Grodzisko, położone na terenie niegdysiejszej Puszczy Sandomierskiej, jest wsią o dużych tradycjach samorządności i działalności kulturalnej, od wieków siedzibą parafii. Nasza miejscowość słynęła niegdyś z tkactwa. Znana, nie tylko w okolicy, była orkiestra założona na początku XX w. Działały tu także: Kasa Stefczyka, Kółko Rolnicze, mleczarnia. Z miejscowości wywodzi się również rodzina znanego krakowskiego historyka prof. Stanisława Grodziskiego" - wspominał z dumą Z. Moszkowicz, niegdyś dziennikarz "Czasu Krakowskiego", ostatnio zaś zastępca redaktora naczelnego portalu informacyjnego Interia.
"Chodziliśmy nie tylko do naszego kościoła parafialnego, ale pielgrzymowaliśmy także do kościoła bernardynów w pobliskim Leżajsku, gdzie jest cudowny obraz Matki Bożej. W Grodzisku i Leżajsku pozostały też ślady po mieszkających tu niegdyś Żydach. Moja ciotka dysponowała niegdyś kluczem do ohelu, czyli grobu świątobliwego rabina Elimelecha w Leżajsku, do którego wciąż pielgrzymują pobożni chasydzi z całego świata" - opowiadał dziennikarz.
Młody Zygmunt, po zdaniu w 1974 r. matury w Leżajsku, wyjechał do Krakowa. Studiował w Akademii Górniczo-Hutniczej, szybko jednak wciągnęło go dziennikarstwo. Był radiowcem w studenckim Radiu Centrum, pisywał do "Studenta".
"Jednym z moich niezapomnianych przeżyć dziennikarskich było bliższe poznanie na festiwalu w Opolu Hanny Banaszak, przyszłej wielkiej damy piosenki polskiej" - wspominał.
W 1990 r. związał się na 7 lat z nowo powstałym dziennikiem konserwatywnym "Czas Krakowski". Wyniesione z tej gazety doświadczenie i mocne więzi przyjacielskie wspominał do końca życia. Od 2000 roku był związany z portalem Interia, ostatnio jako zastępca redaktora naczelnego.
Uczył rzetelnego rzemiosła dziennikarskiego studentów Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. Był również aktywnym członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, szefem Komisji Członkowskiej Krakowskiego Oddziału SDP.
Ujmował ludzi niezmienną serdecznością i uśmiechem. - Trudno uwierzyć w to, że już nie ma go wśród nas. Zygmunt Moszkowicz był człowiekiem instytucją, silnikiem wysokoprężnym napędzającym kolejne projekty medialne i dobrym duchem spinającym krakowskie środowisko dziennikarskie. Na wigilijnym zdjęciu sprzed lat Zygmunt jakby unosił się, niczym dobry duch, nad zespołem "Czasu Krakowskiego". Takim go zapamiętamy - powiedział na wiadomość o śmierci dziennikarza Piotr Legutko, szef TVP Historia, były redaktor naczelny "Czasu".
- Pośmiertne wspomnienia o dobroci i przyjacielskości zmarłego bywają niekiedy konwencjonalne. Zygmunt jednak rzeczywiście był dobry i przyjacielski. W dziennikarstwie starał się pokazywać, że to nie złe, sensacyjne informacje są "dobrymi wiadomościami", ale te dobre, mogące budować człowieka. Jedną z setek okazanych mi przez niego dowodów przyjaźni była w 1998 r. pomoc związana z narodzinami mojego syna Janka. Na wieść o tym, że muszę szybko jechać rodzić, Zygmunt rzucił wszystko, wpakował mnie do samochodu i wiózł mnie szybko przez cały Kraków do szpitala - wspomniała dr Joanna Szarkowa, historyk i publicystka.
- Szedł przez życie, nie depcząc innych. To rzadkie - dodała Ewa Łosińska, znajoma zmarłego z redakcji "Czasu Krakowskiego".