Wystawione 11 lutego wieczorem w krakowskim Teatrze im. Słowackiego "Wyzwolenie" Radosława Rychcika, jest nieudaną próbą nawiązania do arcydramatu, w którym 114 lat temu ze sceny przy pl. Świętego Ducha rzucono w twarz Polaków bardzo gorzkie, lecz oczyszczające słowa.
Polski jest bardzo mało w tym gniocie scenicznym. Tam, gdzie Przodownik mówi: "Braterskie sobie podajemy ręce, abyśmy wiedzieli, że w węzeł spajamy nierozdzielny, nierozerwalny, uświęcony tym słowem: Polska", a chór powtarza trzykrotnie "Polska, Polska", reżyser kazał aktorom wołać: "Teatr Polski, Teatr Polski".
Piszę "Polski" z dużej litery, bo reżyserowi pewnie chodziło o grę słów, nawiązującą do rozpalającego współcześnie nasz światek teatralny gwałtownego sporu o wrocławski teatr pod tą nazwą.
"Wyzwolenie" pisane paralelnie i pod wpływem "Myśli nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego jest wielkim traktatem o narodzie i Polsce. Niewiele z tego zostało w tworze Rychcika.
Wypadła m.in. ważna dopowiedź Maski 19 "Ty myślisz o Polsce" do wywrzeszczanego wraz z uczniami monologu Konrada, bez której te słowa stają się jedynie jakąś opowiastką bez znaczenia.
Najważniejsze, w co trudno uwierzyć, nie ma słynnej modlitwy Konrada z frazą „Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą. (...) „Zwyciężę na tej ziemi,/z tej ziemi PAŃSTWO wskrzeszę”. To tak jakby inscenizację "Dziadów" pozbawić Wielkiej Improwizacji Konrada.
Nie ma też końcowego komentarza autorskiego z dającym nadzieję wezwaniem "Więzy rwij". Zresztą nawet gdyby wszystko było, to i tak utonęłoby w magmie inscenizacyjnych realiów w amerykańskim kontrkulturowym stylu.
Dziwaczne przedstawienie dziwacznie się kończy. Konrad po prostu staje wśród tłumu uczniów, strzela sobie nagle w łeb z rewolweru, pada i sztuka skończona.
Ten finał symbolizuje wg mnie tyleż klęskę Konrada, co samobójstwo reżyserskie Rychcika. Chciałoby się rzec trawestując słowa Starego Aktora: "Wyspiański był bohater, a wy jesteście nic!".
Zachowując krytyczny stosunek do formy i treściowej zawartości utworu Rychcika nie miałbym nic przeciwko temu, by został w pełni podpisany jego nazwiskiem i jako autorski utwór współczesny pojawił się na jakiejś scenie wyspecjalizowanej w takich dziwacznych eksperymentach. Tak byłoby uczciwiej.
Podjęto zresztą próbę napisania współczesnej sztuki inspirowanej "Wyzwoleniem". 18 lutego w ramach cyklu „Sztuka myślenia” w Teatrze Słowackiego będzie czytana sztuka Mateusza Pakuły "Konradmaszyna". Nie wiedzieć czemu więc Rychcik swoją sztukę podpisał nazwiskiem Wyspiańskiego.
Wyspiański przewidział zresztą, co może się dziać z jego dramatem Gdy w III akcie nagabnięty Aktor mówi: "Myślę, by sztukę skrócić, gdy jutro powtórzą, w momencie, kiedy Konrad wychodzi na scenę", Konrad reaguje gwałtownie: "Chcesz mnie skrócić o głowę".
"Kwestie trzy lub cztery ze stanowiska sceny reżyser wykreśli" - odpowiada niezrażony Aktor. Oburzona Muza wykrzykuje zaś: "Jak to - chcesz biżuterię dać poprawiać cieśli". Radosław Rychcik okazał się nawet nie cieślą, ile pilarzem, urządzającym arcydziełu Wyspiańskiego "teksańską masakrę piłą mechaniczną".
Czyż nie ma znikąd nadziei na przedstawienie tak ważnego dla Polaków "Wyzwolenia" w sposób zrozumiały, który budowałby widzów, zmuszając ich przy tym do myślenia? Chyba jedynie w "wyzwoleniu" przez ministra kultury zapisu filmowego słynnej inscenizacji tego dramatu przez Konrada Swinarskiego ze Starego Teatru. Po załatwieniu spraw formalnych i uiszczaniu przez państwo należności, można by ów zapis wrzucić do sieci, otwierając swobodny dostęp do niego ku pożytkowi wszystkich.