Dziennikarka Ewa Kozakiewiczowa od prawie ćwierć wieku przybliża czytelnikom postacie krakowskich fotografów i ich dzieła. Ukazał się trzeci z kolei tom jej "Opowieści fotografistów", który zaprezentowano dziś w Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszką".
Tym razem przedstawiła kolejnych 14 fotografów: Zbigniewa Bielawkę, Mariana Curzydłę, Bogdana Frymorgena, Wojciecha Gorgolewskiego, Henryka T. Kaisera, Jacka Kubienę, Wiesława Majkę, Grażynę Makarę, Wojciecha Matusika, Lesława Pizłę, Marię Pyrlik, Jacka Marię Stokłosę, Katarzynę Widmańską i Krzysztofa Wojnarowskiego. - Starałam się przedstawić bogactwo fotograficznej różnorodności - mówiła autorka. - Tylko Kraków ma dzieło przedstawiające tak wszechstronnie miejscowe środowisko fotograficzne - dodał zaś prowadzący spotkanie Andrzej Stawiarski, dziennikarz.
Autorka, jak zwykle, zachęciła bohaterów swojej luksusowo wydanej przez Muzeum Historii Fotografii książki do szczerych zwierzeń i do zaprezentowania tego, co najciekawsze i najlepsze znalazło się w ich obiektywie. Jedno jest pewne - każda z zaprezentowanych w książce fotografii powstała w rezultacie namysłu, a nie bezrefleksyjnego pstrykania.
Fotografia cyfrowa daje możność bardzo łatwego zrobienia zdjęcia i równie łatwego udostępnienia go w sieci milionom oglądających. W tym zalewie ginie jednak często to, co najwartościowsze. - Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia... Pojawiają się błyskawicznie na displayu aparatów fotograficznych, tabletów i telefonów komórkowych, trafiając potem często do internetu. Potok, zalew obrazków nie do ogarnięcia. Czyste wariactwo... - mówi E. Kozakiewicz.
- Ci, którzy posługiwali się aparatami kliszowymi, mówią, że musieli się zastanowić nad zrobieniem każdego zdjęcia - zawsze ograniczała ich liczba posiadanych filmów. Teraz fotografia cyfrowa pozwala na fotografowanie cyfrowe bez ograniczeń, ale właśnie powstaje dużo zdjęć zupełnie niepotrzebnych i bezużytecznych - dodaje autorka książki.
Każdy z opisanych "fotografistów" ma jakieś swoje specjalności, choć nie zawsze z ich powodu trafił do książki. "Wojciech Gorgolewski częściej przelatywał śmigłowcem nad Rynkiem Głównym w Krakowie niż przemierzał go pieszo" - pisze autorka. W. Gorgolewski patrzy na Polskę głównie z lotu ptaka. Efektem są m.in. pokazane w książce zapierające dech widoki opactwa w Tyńcu i nieistniejącego już drewnianego kościoła na Woli Justowskiej. Ten fotograf nie lubi udziwnień. "Moje zdjęcia są realistycznym dokumentem i chociaż obecna technologia umożliwia różne kombinacje, nie korzystam z tego" - deklaruje.
Klasycznym dokumentalistą jest Wiesław Majka, urodzony w krakowskiej kamienicy, gdzie niegdyś mieszkał sławny etnograf Oskar Kolberg. Od 23 lat utrwala obiektywem to, co dzieje się w krakowskim magistracie. Fotograf, znany wśród krakowian z ujmującej grzeczności, jest jednak życzliwym dokumentalistą. "Do publikacji daję tylko te zdjęcia, które nikomu nie zaszkodzą. Ludzie zwykle przed obiektywem nie są naturalni, a mimika ich twarzy jest bardzo bogata. Robiąc większą serię zdjęć, daję sobie większą możliwość dokonania wyboru najkorzystniejszych ujęć. Zdjęć mogących sprawić komukolwiek przykrość nie udostępniam, również w przypadku osób, których bardzo nie lubię" - mówi w rozmowie z autorką książki. Dowodem tego, że dokumentalistyczna rutyna nie zabija w nim wrażliwości artystycznej, jest zamieszczona w "Opowieściach" nastrojowa fotografia pomnika Grażyny i Litawora na krakowskich Plantach, przypominająca ujęcia na obrazach Wyspiańskiego.
Duże wrażenie robią też czarno-białe zdjęcia Bogdana Frymorgena i Jacka Kubieny. Ten pierwszy próbuje współcześnie uchwycić upływający czas, np. w lanckorońskim "Czasu pochyleniu". Ten drugi zaś, wieloletni fotograf Muzeum Etnograficznego w Krakowie, miał szczęście w trakcie wędrówek z etnografami sfotografować obrazy, które teraz są świadectwem minionego czasu, np. "Zabawy dzieci wiejskich" w Lubomierzu i "Cygańskie dzieci" z Przewozu koło Krakowa.